Domy za ścianą, czyli jak ekrany akustyczne psują polskie miasta
Polskie miasta opanowała plaga stawiania ekranów akustycznych. Kilkumetrowe ściany zasłaniają puste trawniki, domy w centrach miast, a nawet... prestiżowe inwestycje i zabytki. Czy ktoś powie w końcu dość? To niepokojące zjawisko walczyło o zwycięstwo w plebiscycie MAKABRYŁA ROKU 2013!
Ciemność widzę...
- Najpierw wycięli tu drzewa, a teraz ustawili jakieś ciemnozielone blaty - mówił Gazecie Wyborczej jeden z mieszkańców Olsztyna, gdzie ekrany akustyczne ustawiono wzdłuż jednej z głównych ulic. Pierwsze ekrany stanęły koło Zespołu Szkół Elektronicznych. Tam nauczyciele już się przekonali, że ograniczają dostęp światła dziennego do klas.
- Na pewno utrudni nam to nieco prowadzenie zajęć. Zdecydowanie lepsze byłyby przezroczyste panele, ale nikt się z nami w tej sprawie nie konsultował i nie pytał o zdanie - mówi Krzysztof Salczyński, dyrektor szkoły.
Takich historii jak w Olsztynie można mnożyć, zasłaniane są nie tylko zwykłe budynki, ale także ikony architektury jak ta w Katowicach...
Sztandarowa inwestycja opakowana
Władze kojarzonych niegdyś tylko z przemysłem Katowic od wielu lat pracują nad zmianą wizerunku miasta, które teraz ma oferować rozrywki kulturalne. Stolica Górnego Śląska znalazła się w finale starań o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016, w mieście powstają też widowiskowe nowe obiekty, związane z kulturą.
Najważniejszym z nich jest nowa siedziba Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia (NOSPR), najlepszej i najbardziej na świecie znanej polskiej orkiestry, która do tej pory nie posiadała dobrej sali koncertowej. Elegancki gmach, który powstaje obok Spodka ma nie tylko umożliwić orkiestrze próby i koncertowanie w cywilizowanych warunkach. Ma rozsławić Katowice jako miasto, do którego będą zjeżdżać melomani. Ma też stać się jedną z nowych "ikon" miasta. Zaprojektowany przez Tomasza Koniora stylowy obiekt ma formę, w której dostrzeże się echa ceglanych familoków z Nikiszowca. Nie każdemu jednak będzie to dane. Od strony Alei Roździeńskiego, głównej ulicy, biegnącej przez centrum Katowic gmach NOSPR zasłonią ekrany akustyczne.
Ten pomysł oburzył zarówno mieszkańców (w okolicy nie ma wielu budynków mieszkalnych), lokalnych polityków, także samego architekta, który zauważa, że ekrany nie tylko nie pozwolą dostrzec urody budynku (jednej z głównych inwestycji w mieście), ale niweczą też plany wykreowania wokół atrakcyjnej przestrzeni publicznej. - Katowice bardzo potrzebują przestrzeni publicznych. Oczywistym jest, że jeśli coś budujemy, to powinno pasować do otoczenia - mówił Tomasz Konior katowickiej Gazecie Wyborczej.
Co po drugiej stronie ulicy?
Kielce - to kolejne miasto, które w ostatnich latach zaczęło zmieniać swój charakter. Na starannie wyremontowanym Wzgórzu Zamkowym powstało promujące dobre wzornictwo Design Centrum, najcenniejszy zabytek miasta - Pałac Biskupi - przyciąga zbiorami malarstwa oraz wypielęgnowanym ogrodem z tarasami widokowymi, na głównym deptaku powstają kolejne kawiarnie. I co z tego, skoro tuż za rogiem od niego, wzdłuż głównych ulic centrum miasta ustawiono wysokie na kilka metrów ekrany? Nie tylko zasłoniły one światło mieszkańcom domów stojących wzdłuż ulic, ale dość drastycznie zniszczyły przestrzeń miasta, utrudniając poruszanie się po nim (jak można znaleźć jakiś adres, nie widząc, co stoi po drugiej stronie ulicy?).
Tzw. Węzeł Żelazna, niedawno obudowany ekranami - to rzeczywiście niezwykle ruchliwe, ogromne skrzyżowanie w samym środku miasta. Zamiast jednak pomyśleć o przeniesieniu większości ruchu na obrzeża (za znaczną część hałasu odpowiedzialny jest ruch tranzytowy), skrzyżowanie ostatnio jeszcze powiększono, pieszych spychając w wąskie przesmyki, obudowane ekranami. Zbuntowali się nawet mieszkańcy, którym łomot samochodów miał prawo przeszkadzać: wzdłuż ulicy Okrzei postawiono ciemne ekrany wyższe niż stojące przy ulicy domy. W związku z tym okoliczni mieszkańcy stracili dostęp światła słonecznego o jakiejkolwiek porze doby. Dość długo walczyli z urzędnikami, aby przynajmniej część ekranów zamieniono na przezroczyste. Na szczęście udało się to zrobić.
Przypadek Kielc jest jednym z tych, najlepiej pokazujących bezduszność prawa. Normy hałasu są przekroczone: ustawiamy ekrany. Bez konsultacji społecznych, bez próby poszukania kompromisu, bez dbałości o jakość przestrzeni. Tak jakby miasto było tylko zbiorem ulic służących do przemieszczania się, nie zaś przestrzenią do życia, spędzania czasu, pracy i wypoczynku.
Zobacz także reportaż o wsi, w której ekrany akustyczne miały zastąpić ogrodzenia posesji, a jej mieszkańcy dowiedzieli się o sprawie dopiero w dniu, gdy budowa ruszyła:
Archi-Szopa ekranowa
W Krakowie normą stało się obudowywanie ekranami wszystkich nowych osiedli. Fakt, powstają one głównie wzdłuż ruchliwych dróg wylotowych z miasta (bo to zapewnia dobry dojazd mieszkańcom), jednak ekrany są tam stawiane jak "z rozdzielnika", bez zastanowienia się, czy rzeczywiście w danym miejscu są niezbędne. Na ekrany skarżą się mieszkańcy (ciemno, koszmarny widok z okna na pustą ścianę), przedsiębiorcy (sklep schowany za ekranem jest niewidoczny dla potencjalnych klientów), a nawet... kierowcy, dla których podróż "tunelem" między szpalerami ekranów jest nie tylko monotonna, ale i komplikująca zorientowanie się w przestrzeni.
Krakowskie ekrany akustyczne wielokrotnie zgłoszone były przez mieszkańców do konkursu Archi Szopy, nagrody dla najgorszego rozwiązania architektonicznego lub urbanistycznego w mieście. Otoczone ekranami osiedle Ruczaj otrzymało w tym roku mało chwalebny tytuł Archi-Szopy.
Mieszkańcy Krakowa zawracają uwagę na jeszcze jedno zjawisko: rosnącą pod osłoną ekranów liczbę wykroczeń. W ich cieniu załatwiane są potrzeby fizjologiczne, wrzucanie śmieci, ekrany dają też wandalom możliwość chociażby na bezkarne malowanie po murach. - Odkąd nasz budynek został oddzielony od pętli tramwajowej ekranem, przestrzeń przed blokiem stała się publiczną toaletą i wysypiskiem śmieci - mówiła krakowskiej Gazecie Wyborczej właścicielka jednego ze sklepów na ukrytym za ekranami osiedlu.
Rozrywka za ścianą
Nie tylko w Katowicach sztandarową miejską inwestycję ukrywa się za ekranami. Obsypany nagrodami gmach Teatru Rozrywki w Chorzowie (doskonała modernizacja, zrealizowana w 2008 roku według projektu Jerzego Stożka) także zniknął za szaro-pomarańczową ścianą. A wraz z nim część historycznej zabudowy tego śląskiego miasta, dobrze zachowane przedwojenne kamienice czy zabytkowy hotel z 1900 roku.
Tym samym ekrany zasłoniły światło mieszkańcom kamienic, ukryły też architektoniczne atrakcje miasta przed wzrokiem przechodniów. - Jeszcze przed rozpoczęciem remontu byłem przeciwny tej konstrukcji. Zakryto reprezentacyjny fragment miasta i to w dodatku znajdujący się w dobrym stanie. (...) Dla mnie to, co się tu stało, to katastrofa. W dodatku na środku estakady są ładniejsze, przezroczyste panele, a tu, gdzie są budynki, mamy tandetę na betonowym postumencie. To taki sam badziew, jaki stawia się w szczerym polu - katowickiemu wydaniu Gazety Wyborczej mówi Henryk Mercik, miejski konserwator zabytków. Nikt nie poszukał tu alternatywnego rozwiązania, nie zapytał mieszkańców, nie zastanowił się nad aspektem estetycznym tej bardzo przecież kosztownej inwestycji. Podobnie jak w większości podobnych sytuacji od decydujących o stawianiu ekranów urzędników można usłyszeć "wybór zastosowanych tu ekranów był uzależniony od przepisów prawa. To one narzuciły ich wysokość i grubość, tak, by spełniały normy". Bo norma, przepis, cyferki na papierze są ważniejsze niż komfort życia i jakość przestrzeni.
Dla dobra zwierząt?
Dynamiczna rozbudowa infrastruktury drogowej w Polsce nie zawsze przeprowadzana jest tak, aby wszystkim zapewnić bezpieczeństwo. W wielu miejscach zabrakło funduszy na budowę bezpiecznych przejść dla zwierząt, które dostają się na jezdnię, powodując wypadki. Tak było m.in. pod Olsztynem czy Bielsko-Białą, gdzie problem okazał się duży, jednak zamiast budowy tuneli dla zwierząt zdecydowano się szosę wydzielić ekranami akustycznymi. Ogromnie kosztowne dźwiękoszczelne parkany postanowiono postawić... w lasach.
W ostatnich miesiącach na łamach lokalnych gazet ukazywało się wiele listów od zrozpaczonych mieszkańców, którzy wbrew swej woli zostali oddzieleni od świata wysokimi na kilka metrów ekranami. Wielu podkreśla fakt, że nikt nie konsultował z nimi tych inwestycji, nikt nie proponował rozwiązań alternatywnych. Ponadto pod budowę ekranów masowo wycinano drzewa, które... doskonale chronią przed hałasem.
Jakie są alternatywy
Co do tego, że w wielu polskich miastach hałas jest nadmierny - nikt się nie spiera. Ciężko jest żyć, słysząc tuż za oknem pędzące całą dobę tiry. To jednak pomału się zmienia: kolejne miasta budują swoje obwodnice, dzięki czemu na ulicach pozostaje tylko ruch lokalny, generujący naturalny dla miasta hałas, którego i tak nie da się przecież uniknąć.
W odpowiedzi na ogromne kontrowersje, związane z masowym pojawianiem się ekranów akustycznych w Polsce kilka miesięcy temu Ministerstwo Środowiska obniżyło normy hałasu, których przekroczenie decyduje o "ekranowej interwencji". Bo - co warto podkreślić - bezduszne cyfry pomiarów decydują o budowie ekranów. Nie skargi mieszkańców, nie wielowątkowa analiza warunków w danej okolicy, tylko mechanicznie wykonywane pomiary. Bez patrzenia na zabudowę, na jakość i wartość zabudowy, wreszcie na to, co mówią mieszkańcy.
Wysokie drzewa, krzewy i nowe okna - to najczęściej występujące w miastach, "naturalne" metody ochrony przez hałasem. Kolejnym jest ograniczenie dopuszczalnej prędkości poruszania się samochodów (powszechnie praktykowane w krajach Europy Zachodniej; w Paryżu w centrum miasta nie wolno jeździć szybciej niż 20km/h!). Badania pokazują, że ograniczenie prędkości do 50km/h obniża hałas generowany przez samochody do poziomu dopuszczanego przez prawo.
Jest też nowy wynalazek: tzw. cichy asfalt. To mieszanka bitumiczna z granulatem gumowym, która nie tylko pochłania znaczną część hałasu, ale i zapewnia samochodom lepszą przyczepność. Taka nawierzchnia pojawiła się już w kilku miejscach w Poznaniu, jest kładziona na jednym z osiedli w Kielcach (drogowcy zdecydowali się na jej zastosowanie po protestach mieszkańców, nie chcących ekranów akustycznych za oknami).
Ekran - atrakcja
Jeszcze inne rozwiązanie zaproponował Paweł Dadok z Górek Wielkich, absolwent Wydziału Architektury Politechniki Śląskiej w Gliwicach. Zaprojektował on ekrany, które ustawiane wzdłuż tras szybkiego ruchu od strony jezdni wyglądałyby zupełnie "tradycyjnie", ale od strony zamieszkałej przez ludzi zamieniałby się w okoliczną atrakcję.
W ich rozbudowanych bryła mogły by się bowiem mieścić kawiarnie, ogrody, biblioteki, miejsca spotkań, targowiska, ale też magazyny czy pomieszczenia techniczne (usuwane w ten sposób z przestrzeni publicznej). Skoro już gdzieniegdzie musimy budować szpecące przestrzeń ekrany, zróbmy tak, aby oferowały one mieszkańcom coś więcej...
Skomentuj:
Domy za ścianą, czyli jak ekrany akustyczne psują polskie miasta