"Bloki to wasze ikony" [WYWIAD]
"To właśnie one zapadają mi w pamięci, gdy przyjeżdżam do Polski, a nie sympatyczne 'starówki' i 'stare rynki'. Bloki, tak jak ten kasownik z Mielca czy słup ogłoszeniowy, to wasze ikony" - mówi w wywiadzie dla BRYŁY grafik David Navarro, Hiszpan zafascynowany polskim designem i architekturą czasów PRL-u. W Poznaniu prowadzi studio Zupagrafika
Modernizm jako gwiazda pop
Maciej Kabsch/BRYLA.pl: Stworzyłeś serię gadżetów z dokładnie odwzorowanymi fasadami polskich budynków modernistycznych. Miniaturki pogardzanych jeszcze do niedawna budowli, jak poznańskie Collegium Novum czy Dom Towarowy Alfa, można dziś kupić w lokalnych centrach informacji turystycznej. Czego właściwie szukałeś w tym modernizmie?
David Navarro: Architekturę i grafikę łączy pewna intymna relacja. Chodzi o pewien porządek kompozycji, jej ergonomikę. Polskie fasady modernistyczne z punktu widzenia ilustracji, jakie na ich bazie można stworzyć, są fenomenalne! Te bloki, jak Osiedle Orła Białego, zostały zbudowane z identycznych prefabrykatów, z których każdy postarzał się potem w odmienny sposób. Powstały na nich inne zacieki i pęknięcia. Ta dekonstrukcja poszczególnych paneli jest dla mnie właśnie najbardziej fascynująca. Chciałem je utrwalić, zanim te budynki dopadnie współczesna termomodernizacja. Osiedla z wielkiej płyty, taki brutalizm z przypadku, to wynalazek typowy dla Polski i raptem jeszcze kilku innych krajów, głównie z bloku wschodniego. A w Hiszpanii takich bloków w ogóle nie budowano! Nie wytworzyła się u nas równie interesująca kultura osiedli z lat 70-tych i 80-tych, z całą tą modernistyczną urbanistyką oraz "seryjną produkcją" mieszkań.
W plastycznym projekcie Zupamarket wziąłeś też na swój warsztat takie ikony polskiego designu, jak tramwajowy kasownik czy popularne u nas słupy ogłoszeniowe.
Tak, ten projekt to nie tylko modernizm, ale też Pol-Ikony, czyli to, co uważam za ikony waszego designu, m.in. znany Ci na pewno dobrze, tramwajowy kasownik biletów z Mielca - ten z szeroko rozwartymi ustami i małymi, okrągłymi oczkami. Tego typu przedmioty obecne w polskich miastach, wraz z charakterystycznymi elementami architektury, stają się ikonami codzienności i doskonałym materiałem do dalszego przetwarzania. Studio, które stworzyliśmy, było w tym świecie ikon jedynie zbieraczem, kolekcjonerem interesujących tekstur, którym potem nadawaliśmy nowe formy.
Robiliście tysiące zdjęć naszych blokowisk, na bazie których tworzyłeś obrazy. Na twoich plakatach czy wycinankach widać każdy szczegół: naderwany parapet, podniszczone ramy okien, powyginane żaluzje. Czy wkładając w tę pracę tyle pasji, nie kierowała tobą czasem jakaś nostalgia za dalekim i egzotycznym PRL-em?
To nie jest wcale próba odnalezienia vintage w PRL-u. Nigdy nie dbałem o to, czy te rzeczy powstały w Polsce Ludowej, czy jakiejś innej. Chodzi o to, że definiują dziś polski mikrokosmos i to właśnie one zapadają mi w pamięci, gdy przyjeżdżam do Polski, a nie sympatyczne "starówki" i "stare rynki". Bloki, tak jak ten kasownik czy słup ogłoszeniowy, to wasze ikony. Nie oceniam, czy są piękne, czy nie. Po prostu są i inspirują mnie do pracy.
Gdy budowlana bańka pęknie?
Twoja aktywność w Polsce wcale jednak nie zaczęła się od tropienia ikon modernizmu. Najpierw tułałeś się przez pewien czas po Górnym Śląsku.
Realizowałem tam projekt 'Śląskociąg', który był serią drzeworytów inspirowanych postindustrialnym krajobrazem tego niezwykłego regionu. Przygotowując go, podróżowałem po Śląsku wypożyczonym samochodem. Fascynowały mnie te gigantyczne, opuszczone zakłady i stalowe wieże kopalń. Robiłem mnóstwo zdjęć, na podstawie których potem tworzyłem obrazy.
Wystawiałeś 'Śląskociąg' w Polsce i w Hiszpanii pod pseudonimem Nefario Manzon.
Tak, Zupagrafika wtedy jeszcze nie istniała. Rozdzielam to, co zrobiłem jako Nefario Manzon, od działalności studia. 'Śląskociąg' był w zasadzie kontynuacją projektu 'Urbs!', który zrealizowałem w 2005 r. w Hiszpanii, parę lat przed obecnym wielkim kryzysem. Był to czas wielkiej budowlanej bańki. 'Urbs!' koncentrował się na wszechobecności budowlanych dźwigów w krajobrazie takich miast jak Saragossa, Madryt i w aglomeracjach na naszym wybrzeżu. Panowało tam wtedy prawdziwe szaleństwo, orgia dźwigów!
A znajdując się w samym środku orgii, nie do końca jesteś w stanie powiedzieć, jak ona obiektywnie wygląda.
Dokładnie. Nikt z nas wtedy do końca nie mógł przewidzieć, do jakiego kryzysu ta sytuacja doprowadzi, ale każdy inteligentny człowiek mógł przeczuwać, że coś jest nie tak. Na Śląsku, który kiedyś był jednym z centrów europejskiej rewolucji przemysłowej, chciałem zobaczyć, jak wygląda taki świat rozwojowej eksplozji, gdy w końcu bańka pęknie: wielkie przemysłowe struktury rdzewiejące setkami na świeżym powietrzu. Śląsk to była taka moja metafora tego, czym może stać się Hiszpania za kilka lat. W 2008 r. nasza bańka budowlana pękła i teraz mogę do woli sobie oglądać opuszczone dźwigi także w mojej rodzinnej Saragossie.
Przestrzeń można wciąż ulepszać
W Hiszpanii nastały teraz ciężkie czasy dla architektów.
Wielkie studia architektoniczne w Hiszpanii przeżyły w ostatnich latach prawdziwe załamanie. Fala zamówień nagle się skończyła i to wymagało od branży pewnej zmiany myślenia. Chodzi o to, że w naszym kraju nie ma w tej chwili nic nowego do zbudowania. Nikt nie chce zamawiać kolejnych, szklanych wieżowców i drogich w utrzymaniu muzeów sztuki współczesnej. Żartuję czasem, że dałbym w tej sytuacji hiszpańskim architektom i budowlańcom nowe zadanie: zaprojektować i zbudować ludzi, którzy zechcą zamieszkać w 1,5 mln niesprzedanych apartamentach. Być może to nawet będzie konieczne, bo jak dotąd deweloperzy ani myślą wpuścić do tych pustostanów setki tysięcy osób wyrzuconych w ostatnich latach na ulicę przez banki.
Twój brat Andres, z którym na początku grudnia wspólnie zorganizowaliście w Poznaniu warsztaty Arkigrafika o wykorzystywaniu projektowania architektonicznego w grafice, prowadzi jednak wciąż z powodzeniem swoje studio architektoniczne w Saragossie.
To prawda, brat często mówi, że biura architektoniczne, które zrozumiały zmianę czasów i realiów, przetrwały. Otaczającą nas przestrzeń można i trzeba cały czas poprawiać, wymyślać ją na nowo. Od rozpoczęcia kryzysu place budowy bywają w Hiszpanii bardzo małe. Nowe inwestycje polegają raczej na poprawianiu tego, co zostało postawione w czasie boomu, np. w zakresie efektywności energetycznej. Do tego, obecnie musisz działać w kooperacji z wieloma instytucjami i przy społecznej partycypacji. Architektura stała się bardziej społeczna. Z resztą od rozpoczęcia kryzysu w Hiszpanii wszystko jest bardziej społeczne, niż wcześniej. (śmiech)
Niedługo twoje studio przyczyni się też do ulepszania przestrzeni Poznania. Ultra Architects zaprosili was do współpracy przy modernizacji jednego z blokowisk.
Tak, bardzo nas to ucieszyło. Termomodernizację bloku można przeprowadzić kreatywnie i bez użycia pięciu ton kolorowych farb, co Ultra Architects już pokazali modernizując blok z lat 50-tych przy placu Waryńskiego w Poznaniu. W modernizacji trzech wieżowców na os. Bolesława Chrobrego odpowiadamy za oznakowanie na budynkach. Podobnie jak inne elementy, które pojawią się w trakcie remontu, będą one nawiązywać do umieszczonej pierwotnie na fasadach, geometrycznej witromozaiki. Chcemy w ten sposób, wraz z Ultra Architects, zachować pierwotny charakter tych bloków, który dał nam konceptualną bazę do rozwinięcia naszych pomysłów.
Modernizm jak wesoły staruszek
W Polsce dopiero niedawno rozpoczęła się debata o ochronie powojennego modernizmu.
Nie jest tak źle! Chciałbym, aby podobna debata rozpoczęła się w końcu również w Hiszpanii. Chociaż podobnie jak w Polsce, nie mamy u siebie tylu ikon wczesnego modernizmu, co np. Francja czy Niemcy. Np. pierwszy w Saragossie budynek nawiązujący do projektów Le Corbusiera i Miesa van den Rohe, którym był pawilon w Parku Goya autorstwa Garcii Mercadal'a, powstał w 1926 r. Niestety na przestrzeni lat przeszedł tyle 'twórczych' modernizacji, że nie można już zobaczyć, jak oryginalnie wyglądał, a w latach 90. nawet cudem uniknął wyburzenia.
Na fali ostatniego zainteresowania modernizmem, często słychać w Polsce głosy, aby na starych modernistycznych osiedlach nie budować już niczego. Ty też byłbyś za tym, aby zrobić z nich rezerwat?
Nie jestem architektem, więc nie chciałbym się w tej sprawie zbytnio wymądrzać. Sądzę, że najcenniejsze obiekty modernistyczne powinno się po prostu restaurować z tą samą troską o szczegóły, jak w przypadku barokowych pałaców i secesyjnych kamienic. Z drugiej strony same bloki są przecież ciekawym tłem dla świeżej, nowoczesnej architektury, która może prowadzić z nimi dialog. Porównałbym udane ingerencje architektoniczne na polskich osiedlach do umówienia się na wspólną kolację 70-letniego dżentelmena z 20-letnią dziewczyną. Z punktu widzenia tego dżentelmena, byłaby to bardzo interesująca sytuacja!
Może i jesteśmy o krok przed Hiszpanią w sprawie debaty o modernizmie, ale przecież nie wszystkie nasze ikony powojennej architektury są dziś bezpieczne. Rozmawiamy w klubokawiarni Meskalina, urządzonej w modernistycznym pawilonie Arsenał pośrodku zabytkowego Starego Rynku w Poznaniu. Odkąd stanął tu prawie 60 lat temu, nie cichną głosy, aby go przebudować lub wyburzyć.
To mój ulubiony budynek w mieście! W Hiszpanii w zasadzie w ogóle się nie zdarza, aby pośrodku głównego historycznego placu miasta wyrastał jakiś dystrykt budynków. Przyjechaliśmy z Andres`em do Poznania, praktycznie nic o tym mieście nie wiedząc. Oglądam tutejszy renesansowy rynek, a w samym jego środku, obok ratusza, widzę taki modernistyczny pawilon. Prawdziwy bohater tej przestrzeni! Od razu wszedłem do mieszczącej się w nim galerii i spytałem, czy nie zechcieliby wystawić w niej 'Śląskociąg-u'. Wystawa odbyła się w 2010 r. Jeśli zaś chodzi o odbiór społeczny Arsenału, może jest z nim trochę tak, jak z tym nieszczęsnym, modernistycznym budynkiem Garcii Mercadal'a w Saragossie. W dniu otwarcia pawilonu w Parku Goya zebrało się pół Saragossy. Na widok minimalistycznego obiektu bez dekorowanej elewacji, ludzie pytali architekta: 'Fajnie, ale kiedy wreszcie dokończycie budowę?...' Być może to samo pytanie krąży do dziś w głowach niektórych osób, którzy mijają poznański Arsenał.
Skomentuj:
"Bloki to wasze ikony" [WYWIAD]