Domy jednorodzinne architektów
Czy własny dom architekta powinien być manifestem jego poglądów, czy raczej, zgodnie z powiedzeniem "szewc bez butów chodzi", własne mieszkanie może być całkiem inne od tego, co tworzy projektant dla swoich klientów? Domy polskich architektów pokazują, że budując dla siebie można naprawdę pokazać swój styl.
Kamienica Festina Lente - dom własny Teodora Talowskiego, 1887, Kraków
Tworzący na przełomie XIX i XX wieku architekt był jednym z bardziej oryginalnych twórców tamtych czasów. Jego projekty krakowskich kamienic (z których jest najbardziej znany w Polsce; kilka jego wybitnych projektów powstało też we Lwowie) - to unikatowe dzieła, które trudno zaklasyfikować do jakiegoś stylu. Talowski bawił się formami, nie bał się kiczu, tworzył obiekty o indywidualnym charakterze.
Cechą charakterystyczną jego realizacji są umieszczane na fasadach sentencje (głównie łacińskie). Nie inaczej jest w przypadku kamienicy, którą w Krakowie zaprojektował dla siebie, a która do dziś stoi przy ul. Retoryka 7. Nosi ona nazwę "Festina lente", bo nad wejściem do budynku widnieją aż dwa dekoracyjne napisy: "Festina lente" (Spiesz się powoli) i "Ars longa vita brevis" (Życie (jest) krótkie, sztuka długotrwała). Pozornie prosta fasada szeregowej kamienicy jest asymetryczna, zdobiona kamiennymi detalami (sam budynek wzniesiono z patynowanej cegły). Niestety podczas przebudowy, jaka miała miejsce w 1929 roku (dobudowano dodatkowe piętro) zniszczeniu uległ ozdobny portal.
Secesja, manieryzm, historyzm - urodzony na Podkarpaciu architekt używał elementów dekoracyjnych i detali architektonicznych z dużą swobodą. Kłopoty z jednoznacznym określeniem jego stylu spowodowały, że badacze ukuli termin "talowszczyzna", którym do dziś opisuje się to budownictwo. Budynki Talowskiego do dziś nie tylko zachwycają oryginalnością, ale też nierzadko wywołują uśmiech na twarzy (jak np. dekoracje kamienicy "Pod śpiewającą żabą").
Okolice ulic Górnośląskiej, Hoene-Wrońskiego i Myśliwieckiej w Warszawie to miejsce unikalne. W latach 20. ubiegłego wieku powstał tu zespół 18 willi, wzniesionych przez i dla profesorów Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej. Domy, zbudowane w tzw. Kolonii Profesorskiej należały do wybitnych architektów przełomu XIX i XX wieku, m.in. do Romualda Gutta, Karola Jankowskiego, Antoniego Jawornickiego, Mariana Lalewicza, Oskara Sosnowskiego, czy Czesława Przybylskiego.
Architekci sami projektowali swoje domy, dzięki czemu każdy nosi indywidualny rys. Choć trzeba przyznać, że większość członków Spółdzielni Mieszkaniowej Profesorów WA PW (która kolonię zbudowała) zdecydowała się na dość tradycyjne kształty, inspirowane m.in. formą dworku polskiego. Najbardziej wyrazistą willę stworzył Romuald Gutt, projektując dom w stylu funkcjonalizmu, a jego elewacjom nadając cechy trójwymiarowe (za pomocą odpowiednio ukształtowanej cegły).
Mimo że układ urbanistyczny Kolonii został niedawno wpisany do rejestru zabytków, to niezwykłe "osiedle" wciąż boryka się z kłopotami, związanymi m.in. z nieprofesjonalnie przeprowadzanymi remontami (zacierającymi unikalny charakter domów i całej okolicy).
Dom własny Barbary i Stanisława Brukalskich, ul. Niegolewskiego 8, Warszawa, 1928, Dom własny Bohdana Lacherta, ul. Katowicka 9/11/11a, Warszawa, 1928
Podobnie jak w całej Europie, pierwsza połowa XX wieku upłynęła w architekturze pod znakiem modernizmu. Choć nie był to oczywiście jedyny styl, w jakim budowano, wielu architektów było do niego przekonanych. W Polsce pierwszych lat XX wieku, a szczególnie w dwudziestoleciu międzywojennym działało nad Wisłą wielu wybitnych modernistycznych architektów, uznawanych za awangardzistów. Gdy projektowali domy dla siebie, także używali form "stylu międzynarodowego"
Na ul. Katowickiej na warszawskiej Saskiej Kępie Bohdan Lachert (pracujący najczęściej w duecie z Józefem Szanajcą) w 1928 roku zbudował trzyrodzinny dom, w którym też sam zamieszkał. To oczywiście dzieło w stylu modernizmu spod znaku Le Corbusiera, realizujące sformułowane przez niego "pięć punktów nowoczesnej architektury" (konstrukcja na słupach, płaski dach, wolny plan, wolna elewacja, poziome pasy okien)
Podobne idee, choć w mniejszej skali, zrealizowali Barbara i Stanisław Brukalscy, projektując swoją willę (stoi przy ul. Niegolewskiego 8 na Żoliborzu w Warszawie). Autorzy kilku kolonii osiedla WSM na Żoliborzu dla siebie zbudowali biały dom, uskokowo skomponowany tylko z prostych brył, z tarasem na płaskim dachu, funkcjonalistyczny, inspirowany też neoplastycyzmem spod znaku "De Stijl".
Bohdan Pniewski był jedną z ważniejszych postaci w polskiej architekturze pierwszej połowy XX wieku. Nie tylko jak architekt, ale i wykładowca, który ukształtował kilka pokoleń swoich "następców". Ceniono go za indywidualny styl i otwartość na pomysły - choć podręczniki historii określają go mianem "modernisty", realizacje Pniewskiego nie są podręcznikowymi przykładami tego nurtu, naznaczone są autorskich rysem projektanta.
Nie inaczej jest w przypadku dom, który architekt zaprojektował dla siebie na warszawskiej skarpie, w pobliżu Placu Trzech Krzyży. Pierwotnie stał tu zaprojektowany przez Szymona Bogumiła Zuga budynek Loży Masońskiej. Pniewski przebudował klasycystyczny obiekt, zachowując tylko zdobioną półkolumnami elewację od strony ogrodu. Na zboczu skarpy powstał dom, który określono mianem "malowniczego funkcjonalizmu". Bo to prosta, minimalistyczna bryła, która wyrosła z przekonania, że funkcja narzuca formę, ale jednocześnie za pomocą elementów wykończeniowych architekt nadał jej cechy nieco ową funkcjonalistyczną surowość przełamujące. Nierówno obłożone kamieniami elewacje, nasuwające skojarzenia z włoskim wczesnorenesansowym pałacem, łacińska sentencja na fasadzie - wszystko to w zadziwiająco spójny sposób łączy się z prostotą bryły i dyscypliną w ukształtowaniu budowli.
Posiadłość w położonej w powicie grodziskim niedaleko Warszawy Bartoszówce jest doskonale znana czytelnikom Bryły i wywołała wśród nich wiele kontrowersji. Jedni uznali ją za szczyt kiczu, inni uważają, że gdyby wszystkie wiejskie domy wyglądały jak ten, Polska byłaby piękniejsza.
Faktem jest, że wobec rezydencji architekta i polityka (był posłem, w 2010 roku kandydował na stanowisko Prezydenta Warszawy) trudno przejść obojętnie. Jak przyznaje sam autor projektu, od lat wiedział, że jego własny dom będzie zbudowany z kamieni. Zbierał je i skupował przez lata, budowa rezydencji też nie trwała krótko.
Jej efektem jest rozległa willa, jednym przypominająca średniowieczny zamek, innym wyjętą z bajek dla dzieci posiadłość Smurfów. Sam Czesław Bielecki wielokrotnie wypowiadał się na temat zalet stylu eklektycznego i żonglowania formami (jest autorem książki "Pochwała eklektyzmu"). Tu - jak twierdzi - dominują formy zaczerpnięte z polskiej tradycji budowlanej, z historycznych zabudowań wiejskich, folwarcznych. Ideą było bowiem zbudowanie domu, który wyglądałby, jakby w tym miejscu stał od wielu lat.
O domu, jaki na terenie Zakładów Górniczo-Hutniczych "Orzeł Biały" w Bytomiu dla swojej rodziny stworzył Przemo Łukasik zrobiło się głośno na początku lat dwutysięcznych. Wtedy też w Polsce zaczynała się debata na temat rewitalizacji architektury poprzemysłowej. Bolko Loft natychmiast stał się jednym z najczęściej przytaczanych pozytywnych przykładów adaptacji obiektów postindustrialnych.
Stara kopalniana lampiarnia zamieniona na wygodny, nowoczesny, dizajnerski dom jednorodzinny otrzymała dziesiątki nagród, była nominowana do Mies van der Rohe Award i do dziś powołują się na jej modernizację obrońcy nieużywanych już budynków związanych z przemysłem i miłośnicy loftów.
200-metrowy dom unosi się 8 metrów nad ziemią, stojąc na żelbetowych słupach. Zarówno na elewacjach, jak i we wnętrzu architekt starał się utrzymać pierwotny charakter kopalnianego budynku, zachowano betonowe stropy i stalową konstrukcję, betonową podłogę, widoczne instalacje. Większa część domu jest otwartą przestrzenią, podzieloną jedynie szklanymi przepierzeniami.
Pracownia Medusa Gropu pracuje głównie na Śląsku i ma w portfolio sporo cenionych realizacji, związanych z rewitalizacją obiektów poprzemysłowych. Dom szefa pracowni można więc uznać za swoisty "znak firmowy", autorski manifest grupy projektantów.
Robert Konieczny, założyciel biura KWK Promes, to dziś jeden z najbardziej utytułowanych i najbardziej na świecie znanych polskich współczesnych architektów. Lista polskich i zagranicznych nagród, jaką publikuje architekt na swojej stronie internetowej zdaje się nie mieć końca.
Zbudowany w 2004 roku Dom z Kapsułą wyróżniono m.in. I nagrodą w konkursie SARP oraz Grand Prix Śląska Architektura Roku 2006. Niewielki dom w Rudzie Śląskiej architekt zaprojektował nie tyle dla siebie, ile dla swojej mamy. To jej potrzeby były uwzględnione przy tworzeniu wizji budynku, złożonym z najprostszych brył.
Dom ma plan kwadratu, po środku którego stanęła "kapsuła", czyli okrągła przestrzeń, mieszcząca funkcje techniczne (znalazły się tu kuchnia, łazienka, spiżarnia, kominek). Drugim ważnym elementem domu są stalowe siatki, rozpięte wokół tarasu. Są one nie tylko osłoną tych otwartych przestrzeni domu, ale też, gdy wypełni się je drewnem (taką zresztą mają też funkcję - "pojemników" na opał), nadają domowi unikalnego, nieco zagadkowego charakteru, szczególnie gdy zostaną podświetlone nocą.
Właściciele i twórcy najlepszej współczesnej pracowni architektonicznej, Kuryłowicz & Associates przez lata marzyli o własnym domu w letniskowej, zabytkowej miejscowości, jaką jest Kazimierz nad Wisłą. Ewa i Stefan Kuryłowiczowie w Kazimierzu spędzali zawsze wiele czasu i gdy w końcu nadarzyła się okazja, kupili działkę i zbudowali na niej swój dom.
Jego projekt wzbudził kontrowersje - miłośnicy historycznej zabudowy miasteczka uważali, że nowoczesny budynek nie pasuje do kazimierskich zabytków. W tym samym czasie znalazło się też wielu obrońców wilii, którzy uważali, że dom stanął na tyle daleko od Rynku i centrum miasteczka, że nie musiał "udawać" zabytkowego, a zarazem para architektów wykazała się w projekcie daleko idącą znajomością lokalnych tradycji budowlanych, które w swoim domu zastosowali, nadając im jednak nowoczesny charakter.
Willa jest parafrazą, uwspółcześnieniem kazimierskich kamiennych domów sprzed wieków, ma kształt i wygląd elewacji nawiązujący do stosowanych tu metod budowania. Poza tym jest jednocześnie nowoczesnym i ekologicznym (np. ocieplanym pompą z głębi ziemi) domem, o otwartej przestrzeni wewnątrz i bryle "wspinającej" się po wzgórzu.
Często zarzuca się architektom, że projektują zwariowane domy, bo wiedzą, że nie oni sami będą w nich mieszkać. Że traktują klientów jako króliki doświadczalne, eksperymentując na nich z nowymi rozwiązaniami technicznymi czy formalnymi, samym jednak mieszkając w tradycyjnych domach.
Pracujący w Polsce i w Niemczech Piotr Kuczia jest zaprzeczeniem tej teorii, bo to właśnie dla siebie zbudował dom, w którym zastosował maksymalną ilość pro-ekologicznych rozwiązań. Udowodnił tym samym, że dom pasywny, a więc niezwykle energooszczędny i przychylny środowisku może być nie tylko wygodny i funkcjonalny, ale i bardzo ładny.
Na działce z widokiem na Jezioro Goczałkowickie zbudował dom o geometrycznej bryle, którego ideą przewodnią było, żeby pobierał minimalną ilość energii. Parter domu zbudowano z pustaków, a obłożono nieimpregnowanymi deskami modrzewiowymi. W centralnej części domu wznosi się "wieża" - obita czarnymi płytami włókno-cementowymi wyższa część, z której roztacza się piękny widok na okolicę. Ścianę obok przeszklonego wyjścia do ogrodu wykończono gliną. Na dachu znalazło się miejsce i na kolektory słoneczne, i trawnik (porośnięty m.in. porostami).
Można by uznać, że bogactwo materiałów jest fanaberią - tymczasem żaden z nich nie znalazł się tu przypadkiem. Glina świetnie kumuluje ciepło, czarne płyty na `wieży` nagrzewają się od słońca i dostarczają ciepła wnętrzu domu; rośliny na dachu izolują do od utrat ciepła, podobnie jak deski na elewacjach. Woda nagrzewa się dzięki kolektorom słonecznym. I - co także niezwykle ważne - w domu nie znajdzie się ani jednej szczeliny. Jest on niezwykle szczelny po to, żeby energia w nim kumulowana nie uciekała na zewnątrz.
Piotr Kuczia znany jest ze swoich badań nad architekturą ekologiczną (współpracuje nawet z wieloma wydziałami polskich i niemieckich politechnik). Sam też udowodnił, że wcale wiele nie potrzeba, żeby stworzyć atrakcyjny wizualnie, ale przede wszystkim energooszczędny, ekologiczny dom.
Willa powstała na obrzeżach Koszalina, w dzielnicy domków jednorodzinnych - czyli, jak łatwo się domyślić - na terenie zastawionym pseudo-dworkami, mini-pałacykami i wszelkimi odmianami udających historyczne (a więc bardziej "szacowne") budowli. Gdzieniegdzie wśród tego bogactwa form znaleźć można też jeszcze nieotynkowane `sześciany` z pustaków.
W jawnej opozycji do tego dominującego stylu Piotr Śmierzewski postawił tu minimalistyczny, ceglany kubik, który spośród tego chaosu wyróżnia się prostotą.
Wzniesiony z cegły dom ma kształt prostopadłościanu, aby jednak nie stał się banalnym "klockiem", urozmaicono go za pomocą prostych zabiegów. Wejście do domu oraz wyjście do ogrodu umieszczono w niewielkich niszach, które przypominają załamania w murze. Ponadto duże okna umieszczono tuż pod płaskim dachem, przez co z daleka dom może sprawiać wrażenie, jakby pierwotny dach zwiał z niego wiatr. Gdy patrzy się z góry na model domu, przypomina on literę "S".
Gładkie, jednokolorowe ceglane elewacje urozmaicają tylko biegnące dookoła domu srebrne rynny. Surowa, zdyscyplinowana sylwetka will nie jest jednak banalna. Architektowi udało się tu odnaleźć granicę pomiędzy minimalizmem a nudą i nie przekroczyć jej. Zagięcia elewacji czy okna (mają różną wielkość i kształt) pojawiają się dokładnie w takich miejscach, aby nie niszcząc surowości bryły, przełamać jej monotonię.
Skomentuj:
Domy jednorodzinne architektów