Polskie blokowiska, które musisz zobaczyć
Często narzekamy, że Polska po okresie PRL-u odziedziczyła koszmarne blokowiska, które szpecą krajobraz i w których nie da się żyć. Przyjrzyjmy się jednak im z dystansem... Nie wszystkie są jednakowe, a niektóre wyróżnia niezwykła forma oraz świetnie zaprojektowany układ urbanistyczny. Oto kilka polskich osiedli, które warto znać.
Osiedle przy Placu Grunwaldzkim, Wrocław - Barbican w stolicy Dolnego Śląska. Proj. Jadwiga Grabowska-Hawrylak
Osiedle Barbican, wzniesione w latach 60. w miejscu zbombardowanej w czasie II wojny światowej okolicy w centrum Londynu - to zwarty kompleks bloków mieszkalnych, posadowionych na wznoszących się nad ziemią platformach. W trzech miejscach nad założeniem górują 123-metrowe wieże, a jeden z budynków zajęło znane i cenione centrum kulturalne z teatrem, kinem, muzeum i biblioteką. Barbican zbudowano z ciemnego betonu w stylu brutalizmu, który polega na eksponowaniu cech budulców, nie upiększaniu surowych budowli, których główną cechą jest wyrazistość.
Osiedle, które przy wrocławskim Placu Grunwaldzkim zaprojektowała Jadwiga Grabowska-Hawrylak ma z londyńskim Barbicanem kilka cech wspólnych. Wysokie bloki tu także postawiono na podestach, tworząc pomiędzy nimi plątaninie schodów i prześwitów na podziemne parkingi i garaże, na których też rozlokowano osiedlowe pawilony handlowo-usługowe. Cały ten zwarty, konsekwentnie zaplanowany kompleks także stylowo przypomina brutalizm - wzniesiono je z surowego betonu, pozbawiając jakichkolwiek elementów "łagodzących", tynkowań czy detali.
Chropowaty budulec i proste, geometryczne, ciężkie formy nadają osiedlu wyrazistości, jednak ich najważniejszym elementem są wybrzuszające się, prefabrykowane płyty, którymi obłożono elewacje każdego z bloków. Mają obłe kształty i przenikają się, tworząc na budynkach trójwymiarową "maskę", pod która ukryte są okna i balkony. Ten niezwykły zabieg, użycie przestrzennych prefabrykatów nadała całemu założeniu futurystyczny i rzeźbiarski zarazem charakter. Bloki te nazywane są potocznie "sedesowcami".
Arcyciekawa forma zewnętrzna wzniesionych w latach 1967-75 bloków nie wpłynęła jednak na poprawę jakości życia w małych (budowanych według normatywu) mieszkaniach. Przez lata nieremontowane, dziś osiedle jest zszarzałe i zniszczone. Jednak mimo to pozostaje jednym z najbardziej niezwykłych kompleksów mieszkaniowych w Polsce.
Zobacz także: Sedesowce, czyli wrocławski Manhattan>>
Osiedle Zaspa, Gdańsk. Historia na lotnisku
Jeszcze w latach 60. na Zaspie lądowały samoloty - cały teren zajęty był przez lotnisko, zbudowane w dwudziestoleciu międzywojennym. Nazywało się Gdańsk-Wrzeszcz, a decyzję o jego likwidacji podjęto na początku lat 70., kiedy stało się po prostu za małe dla nowszych (większych) modeli samolotów. Wtedy też władze podjęły decyzję o budowie w tym miejscu osiedla mieszkaniowego.
W swoim pierwotnym kształcie osiedle powstawało do końca lat 80. jednak jego budowa de facto trwa, bo dziś kolejne wolne działki na obrzeżach oraz wzdłuż wciąż widocznego pasa startowego są dogęszczane współczesnymi budynkami - deweloperzy chętnie tu budują, bo osiedle od centrum miasta dzieli niewielki dystans, a dobra komunikacja (SKM, tramwaje, autobusy) jest dodatkowym atutem. Z osiedla blisko jest także nad morze, a plaża na Zaspie wzbogaciła się ostatnio o duże molo.
To, co wyróżnia Zaspę spośród innych osiedli, to plan urbanistyczny. Rozdzielona pasem startowym na dwie części, Zaspa Młyniec oraz Zaspa Rozstaje, została rozplanowana na kształt plastrów miodu. Zróżnicowane pod względem wysokości i długości bloki rozstawiono w układach heksagonalnych, w dużych odstępach. Dzięki temu pomiędzy blokami powstały ogromne przestrzenie, wypełnione pawilonami handlowymi, szkołami, przychodniami, a przede wszystkim terenami zielonymi.
Zaspa ma też swoje miejsce w historii Polski: w jednym z bloków na przełomie lat 70. i 80. mieszkał tu Lech Wałęsa z rodziną, pod jego oknami odbywały się manifestacje i spotkania; symboliczne znaczenie nadano celebrowanej tu przez Jana Pawła II mszy (w 1987 roku). Lech Wałęsa i papież stali się bohaterami muralu, jaki powstał na wielkiej ślepej ścianie jednego z bloków w 1998 roku, a który dziś jest jednym z kilkudziesięciu, jakie do tej pory powstały na osiedlu w ramach corocznego Europejskiego Festiwalu Malarstwa Monumentalnego.
Zobacz także: Murale na Zaspie>>
Osiedle Słowackiego, Lublin. Wcielona w życie utopia. Proj. Zofia i Oskar Hansen
Oskar Hansen był niezwykłym architektem i urbanistą, jednym z niewielu polskich architektów, którzy w okresie PRL-u nadal uważali, że architektura to nie tylko budowanie domów czy budynków użyteczności publicznej, ale to społeczna idea, za pomocą której można "zmieniać świat", a na pewno można wpłynąć na jakość życia ludzi.
Właśnie dlatego, że był utopistą i wizjonerem, pozostawił po sobie mało budynków swojego projektu. To nie były czasy, w których łatwo można było zrealizować eksperymentalne koncepcje. Osiedle im. Juliusza Słowackiego w Lublinie jest jedną z nich. Zostało oparte na opracowanej przez Hansena idei Formy Otwartej i koncepcji Linearnego Systemu Ciągłego, a powstało w latach 1965-72.
Mówiąc bardzo skrótowo (idee Hansena są dość zawiłe), architekt chciał stworzyć przestrzeń, w której każda z funkcji będzie miała swoje miejsce, uporządkowaną, a zarazem przyjazną, która też - jeśli zajdzie taka potrzeba - można w nieskończoność powielać. Lubelskie osiedle ma więc wydzielone dwie strefy, osobno znalazła się przestrzeń ciszy, w której się mieszka i wypoczywa, osobno - teren zajęty przez handel, usługi, naukę, komunikację. Od północy osiedle otaczają półkoliście wyginające się pięciokondygnacyjne bloki - one wyznaczają przestrzeń mieszkalną, a zrazem "chronią" wnętrze osiedla. Ono, zatopione wśród zieleni, odseparowane od ruchu kołowego składa się z niezbyt wysokich bloków, ustawionych prostopadle do budynków "otaczających"
Hansenowie zaprojektowali całe osiedle - także pawilony handlowo-usługowe. One do niedawna były najbardziej charakterystycznym elementem założenia, nadano im bowiem kształty kilkupoziomowych kompozycji z przenikających niewielkich budynków o spadzistych dachach i układu podestów, po których można było wędrować. Dziś wiele z pawilonów ma zmieniony kształt, zatarto ich przemyślaną formę nadbudowami lub częściowymi rozbiórkami.
Z koncepcji Hansenów zachowały się jeszcze (choć też w opłakanym stanie) mozaiki, które architekt i współpracujący z nim artyści zaprojektowali w przejściach, wybitych w parterach najdłuższych bloków.
Zobacz także: Dom Hansenów w Szuminie na liście Iconic Houses>>
Nowa Huta, Kraków. Osiedle-monument. Proj. Tadeusz Ptaszycki
To jedyne współczesne polskie osiedle mieszkaniowe, które ma szansę trafić na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Starają się o taki wpis władze Krakowa, które w 2004 roku wpisały całe założenie urbanistyczne do rejestru zabytków.
"Właściwa" część Nowej Huty powstała w latach 1949-60; później osiedle oczywiście rozbudowywało się, jego rozwój trwa do dziś, jednak nikt już nie przestrzega wyznaczonych wówczas planów urbanistycznych. A były one specyficzne. Bo osiedle, to jak wiadomo sztandarowe dzieło socrealizmu, stylu, w którym więcej było polityki i propagandy niż architektury. Mimo to Nowa Huta dziś jest uznawana za cenny zabytek nie tylko historyczny, ale i architektoniczny.
Zobacz także: Socrealizm w Polsce. Perły architektury PRL>>
Sercem Nowej Huty jest Plac Centralny i promieniście rozchodzące się od niego ulice (szerokie na tyle, by dało się na nich defilować); kwartały pomiędzy ulicami zabudowano gmachami, które dziś można by nazwać formą przejściową między kamienicą a blokiem. Nie są już tak lekkie i zdobne, jak kamienice, ale wciąż daleko im do prostoty bloków. Socrealizm wymagał budowli eleganckich i monumentalnych, ozdobionych historyzującym detalem - takie stanęły w najbliższej okolicy Placu Centralnego. Im dalej od niego, tym bardziej Nowa Huta zamienia się w zwykłe osiedle z dość luźno rozstawionymi wśród zieleni blokami o spadzistych dachach (motyw zaczerpnięty z polskiej tradycji budowlanej, tak nakazywała doktryna).
Nowa Huta była unikalnym połączeniem wzniosłych idei socrealizmu z prostotą funkcji osiedla robotniczego. Bo w końcu to niezwykłe miasto (od 1951 roku dzielnica Krakowa), zbudowane od podstaw na pustym polu miało przede wszystkim zapewnić mieszkania pracownikom budowanego obok gigantycznego kombinatu metalurgicznego.
Polecamy książkę Nowohucka telenowela - reportaże Renaty Radłowskiej o mieście i ludziach>>
Osiedle Tysiąclecia, Katowice. Modernistyczny Tauzen. Proj. Henryk Buszko i Aleksander Franta
188 hektarów na północy Katowic, przy granicy z Chorzowem zajmuje budowane od 1961 roku Osiedle Tysiąclecia, w którym dziś mieszka ponad 25 tysięcy ludzi. Osiedle stopniowo jest "dogęszczane"' - na jego terenie powstają nowe budynki. Zniszczeniu autorskiej koncepcji urbanistycznej sprzeciwiali się nie tylko sami autorzy oryginalnego projektu, Henryk Buszko i Aleksander Franta, ale też znawcy architektury oraz inni architekci. Niestety prawa wolnego rynku zwyciężyły i dziś na osiedlu powstają kolejne nowe bloki, nijak się mające do pierwotnego założenia.
Osiedle, potocznie nazywane "Tauzen", składa się z trzech części. Pierwsza, najstarsza (czyli z lat 60.) - to Tysiąclecie Dolne, składające się z 5- i 14-pietrowych bloków. Tu pierwsze mieszkania oddano do użytku w 1964 roku. Jako kolejne wzniesiono Tysiąclecie Górne, z 14-piętrowymi budynkami, złożonymi z dwóch, połączonych wspólną klatką schodową segmentów. Jako ostatnie powstały najbardziej rozpoznawalne budowle osiedla, czyli tzw. Kukurydze. Zbudowanym w latach 80. (według projektu wciąż tych samych architektów) w centralnej części osiedla blokom nadano charakterystyczny kształt podobny do kolby kukurydzy. Każdy z bloków (budowę ostatniego ukończono już na początku lat 90.) ma 27 pięter i 81m wysokości. Z niektórych mieszkań przy dobrej pogodzie widać Tatry.
Projekt Buszko i Franty - to nawet dziś nowoczesne założenie, w którym duże bloki rozplanowano w terenie tak, że nie przytłaczają. Dobrze rozwiązana komunikacja wewnątrz osiedla oraz świetne połączenie z miastem - to kolejne zalety. W odróżnieniu od innych, budowanych w tamtych czasach osiedli, na Tauzenie od razu powstały sklepy, szkoły itp. Co ważne - ich formy dopasowano do kształtów bloków, tzn. obok 'Kukurydz' powstały pawilony o identycznym kształcie. Przemyślana, spójna wizja osiedla czerpie z najlepszych dokonań modernizmu, który to proste formy budynków nakazywał łączyć przestrzenią, zaprojektowaną z myślą o przyszłych użytkownikach.
Osiedle, położone naprzeciwko chorzowskiego Wojewódzkiego Parku Kultury i Wypoczynku jest wciąż cenione jako miejsce do mieszkania. Pewnie dlatego postanowiono zniweczyć oryginalną koncepcję urbanistyczną na rzecz kolejnych drogocennych 'metrów kwadratowych' do sprzedania.
Zobacz też: Ustroń Zawodzie - sanatorium, piramidy i wyjątkowa architektura>>
Ursynów, Warszawa. Osiedle (prawie) idealne. Proj. Marek Budzyński z zespołem
Ursynów, dziś składający się z kilku mniejszych osiedli, może służyć za przykład tego, jak jedną czołowych inwestycji schyłkowego PRL-u udało się dostosować do nowych czasów. Osiedle, którego budowa rozpoczęła się w 1975 roku (projekt wyłoniono w konkursie SARP), jest dziełem Marka Budzyńskiego i jego zespołu, w którym znalazł się m.in. Jerzy Szczepanik-Dzikowski (dziś wspólnik w znanej pracowni JEMS Architekci). Mimo że nie wszystkie założenia architektów udało się zrealizować, Ursynów od początku uznawany był za dobre miejsce do mieszkania.
Niezbyt wysokie bloki (tylko gdzieniegdzie pojawiły się wysokie punktowce) 'rozrzucono' w dużych odległościach wśród terenów zielonych, które przeznaczono na place zabaw, miejsca spacerów itd. (do dziś większość mieszkańców osiedla to rodziny z dziećmi). Pomiędzy blokami zaplanowano liczne budowle uzupełniające - sklepy, szkoły, przedszkola, przychodnie. Jak wspominają architekci, to fragment projektu, którego realizacja szła bardzo opornie. Pawilony handlowe i usługowe, szkoły, dom kultury budowano przez kolejne 10 lat. W 1982 roku na Ursynowie mieszkało 78 tys. osób, a dziś jest ich już 145 tys.
Polecamy: Ursynów: Architekci kontra Edward Gierek. Historia powstawania osiedla>>
Budowa metra, które w dużym stopniu wpłynęło na kondycję współczesnego Ursynowa, rozpoczęła się w 1983 roku. Przez 12 lat, gdy metro zostało otwarte, dzielnica rozwijała się powoli; uruchomienie podziemnej kolejki - to zarazem wybuch inwestycji w okolicy, która z sypialni zamieniła się w najlepiej skomunikowaną z centrum dzielnicę. Na końcu trasy metra powstało gigantyczne osiedle Kabaty, wzdłuż nowej ulicy, Alei KEN, pod którą biegną tory, zbudowano kilometry nowych bloków (i luksusowych apartamentowców), których partery zapełniły się sklepami, bankami, kawiarniami i restauracjami. Działają zbudowane w latach 80. szkoły i przychodnie, powstały hipermarkety i wielosalowe kino. Ursynów stał się samowystarczalnym miastem w mieście, z którego można w 15 min dojechać do centrum, ale równie dobrze w ogóle się z niego nie ruszać, bo jest tu wszystko co do życia potrzebne.
I tylko przemieszczając się z Ursynowa, zbudowanego w latach 80. na młodsze o 20 lat Kabaty, łatwo z przykrością zauważyć, że PRL-owskie normatywy budowlane oraz ówczesna urbanistyka są o wiele bardziej przyjazne ludziom, niż "dzika deweloperka" początku XXI wieku. Podczas gdy Ursynów nadal pełen jest zieleni, skwerów, otwartych placów zabaw, o tyle Kabaty - to betonowa pustynia, gdzie zabudowano każdą wolną przestrzeń, a wszystko ukryto za płotami.
Śródmiejska Dzielnica Mieszkaniowa, Łódź. Łódzki Manhattan. Proj. Marta Sowa, Krzysztof Wiśniowski, Ryszard Żabiński, Andrzej Nędzi
Każdy ma taki Manhattan, na jaki zasługuje', chciałoby się powiedzieć, patrząc na łódzkie bloki, określane tym samym mianem, co centralna dzielnica Nowego Jorku. To porównanie łódzkie blokowisko zawdzięcza przede wszystkim swojej wysokości. W czasach, gdy je budowano były jednymi z najwyższych budowli mieszkalnych w Polsce.
Najwyższe są dwa bloki, mające adres al. Piłsudskiego 7 i ul. Piotrkowska 182, liczą aż 78 metrów. Dziś ta wysokość już nie imponuje, ale łódzkie bloki wciąż mieszczą się w pierwszej pięćdziesiątce najwyższych budynków w Polsce. Mają proste, przysadziste formy, nazywane fachowo "megaszafami", są wielkie i ciężkie, jedynym urozmaiceniem ich kształtów są wychodzące poza obręb bloku, umieszczone na dachu pawilony, mieszczące pomieszczenia techniczne.
Co ciekawe, wbrew obiegowej opinii i niezależnie od panującej wówczas technologii (osiedle powstało w drugiej połowie lat 70.), osiedle nie jest zbudowane z wielkiej płyty. Ta metoda bowiem nie pozwalała na wznoszenie tak wysokich budynków. Stąd też we wszystkich blokowiskach z wielkiej płyty w całej Polsce maksymalnie wysokie domy liczą 11 kondygnacji - bo do tej właśnie wysokości można było wygodnie tę technologię stosować.
Śródmiejska Dzielnica Mieszkaniowa znajduje się w samym centrum Łodzi, u zbiegu Piotrkowskiej i alei Piłsudskiego, obrosła więc w liczne nowe, potrzebne w centrum zabudowania, gmachy banków, sklepów, biur; tuż obok osiedla powstało duże centrum handlowe. Żaden z nowych gmachów nie jest jednak wystarczająco wysoki, by zasłonić Łódzki Manhattan.
Skomentuj:
Polskie blokowiska, które musisz zobaczyć