Polska brzydota - 10 grzechów głównych [WYNIKI PLEBISCYTU]
Mamy dość wielkich reklam i chaotycznych szyldów zalewających nasze miasta, wynika z sondażu przeprowadzonego przez serwis BRYŁA. Swoje głosy oddało w nim blisko 15 tys. osób. Według internautów to wszechobecne reklamy sprawiają, że w Polsce jest tak brzydko.
WYNIKI GŁOSOWANIA INTERNAUTÓW
"Często narzekamy na jakość otaczającej nas przestrzeni, skarżymy się na brzydotę architektury, chaos urbanistyczny. Ale czy zastanawiamy się nad tym, skąd ta brzydota się bierze?" - tak pisaliśmy w lipcowym artykule, w którym wymieniliśmy dziesięć największych bolączek polskiej przestrzeni publicznej i spytaliśmy was, która z nich najbardziej uprzykrza nam życie.
W naszym plebiscycie "Polska brzydota - 10 grzechów głównych" wzięło udział blisko 15 tys. internautów. Sumą ponad 5 tys. głosów zdecydowaliście, że najcięższym grzechem są REKLAMY. To głównie ich natłok w przestrzeni publicznej sprawia, że w Polsce jest tak brzydko. Co było dalej?
1. Reklamy, reklamy, reklamy [5125 GŁOSÓW] 35%
Wielki problem naszej przestrzeni - to wszechobecne reklamy. To kolejny temat, który dyskutowany jest od dawna, co więcej, właściwie wszyscy się zgadzają z tym, że (szczególnie wielkopowierzchniowe) reklamy szpecą polskie miasta. Mimo to wciąż nic nie udało się z tym problemem zrobić!
Działająca od kilku tygodni w Warszawie ustawa, regulująca pojawianie się reklam, np. zabraniająca wieszania ich na budynkach mieszkalnych, ma mnóstwo luk (łatwo w niej znaleźć tzw. kruczki prawne), ale przede wszystkim w ogóle nie odnosi się do kwestii estetyki. Zadbano w niej o dobro lokatorów, którym reklamy na domach zabierały światło, ale w żaden sposób nie dotknięto faktu, że Stare Miasto, warszawskie pałace, reprezentacyjne budowle w centrum, obwieszone reklamami (powieszonymi np. pod pretekstem remontu - to wolno) sami zamieniamy w stojaki na billboardy. Pod płachtami reklam tracimy nie tylko ładne budynki, ale też wprowadzamy chaos do centrum miasta, powodując, że miejsce to służy tylko 'przebiegnięciu' z pracy czy sklepu do domu, bez zatrzymywania się. Bo kto chce przebywać w przestrzeni, w której z każdej strony atakują każdego 20-metrowe samochody albo gigantyczne modelki?
2. Nadużywanie wszystkich kolorów i wzorów [3126 GŁOSÓW] 21%
Bardzo często z zagadnieniem termomodernizacji łączy się kwestia estetyki - czyli głównie kolorów, na jakie są malowane budynki po remoncie. Zatrważająco często takie obiekty pokrywa się farbami w żywych i kiczowatych kolorach, od różu po intensywną zieleń.
Są dwie wady tej sytuacji. Po pierwsze żaden budynek nie istnieje bez otoczenia i malowanie bloku feerią intensywnych barw zazwyczaj nijak się ma do kontekstu, w jakim stoi. A nie tak powinno się kreować miasto, które jest przecież całością, użytkowaną przez wiele osób, a nie tylko mieszkańców właśnie malowanego budynku.
Po drugie, gdyby sobie przypomnieć ulice Londynu, Paryża, Berlina, nawet te osiedlowe, nie centralne, to bardzo trudno znaleźć podobny przykład wykończenia elewacji. Nie ma tam wściekłych kolorów na ścianach - efekt ożywienia i przełamania monotonii szarych budynków w cywilizowanym świecie przełamuje się raczej zielenią, małą architekturą, detalem. Efekt można osiągnąć podobny, bez popadnięcia w kicz. Jednak aby to robić, potrzeba pewnej finezji i wyobraźni, której najwidoczniej naszym inwestorom i zarządcom budynków brak.
zobacz także: Polska Rzeczpospolita Styropianowa
3. Narzekanie i bezczynność [1513 GŁOSÓW] 10%
Polacy lubią narzekać - to podobno fakt, znany na całym świecie. Na architekturę i urbanistykę naszych miast też narzekamy. A czy próbujemy sami wpłynąć na je zmianę? Czy idąc na wybory samorządowe oceniamy kandydatów na radnych pod kątem ich stosunku do przestrzeni i architektury? Czy zgłaszamy swoje uwagi i zastrzeżenia go wyłożonych w urzędach projektów planów miejscowych? Czy kupując mieszkanie na nowym osiedlu żądamy, by powstały tam ulice, szkoły i sklepy, czy narzekamy na ich dopiero po fakcie? Czy buntujemy się na zebraniach wspólnot mieszkaniowych przeciwko oszpecaniu budynków reklamą lub termomodernizacji bez poszanowania charakteru budynku? Czy myślimy o innych użytkownikach miasta, blokując samochodem chodnik lub ścieżkę rowerową?
Przestrzeń miejska powinna być zarządzana wspólnie przez mieszkańców i urzędników. Lata PRL-u być może odzwyczaiły nas od tego, jednak przez ostatnie 20 lat sporo się zmieniło i mieszkańcy miast mają możliwość współdecydowania o tym, jaka rzeczywistość ich otacza. Dlatego też wylewając kolejne żale na szpetotę polskich miast, zastanówmy się, czy na pewno zrobiliśmy wszystko, by tej szpetocie zapobiec?
Na zdjęciu Plac Krzysztofa Baczyńskiego w Tychach. To jedna z niewielu w Polsce tak udanych i kompleksowych rewitalizacji. Celem inwestycji było przywrócenie utraconych walorów przestrzeni placu i dodanie nowych. W zakres prac weszła eliminacja elementów zbędnych (np. murków, klombów, donic uniemożliwiających jego użytkowanie jako miejsca zgromadzeń), zmiana elementów kolizyjnych (np. parkingu rozbijającego przestrzeń placu) oraz wprowadzenie elementów nowych, np. barwnej posadzki placu, fontanny, pomnika. Realizacja zdobyła tytuł Najlepszej Przestrzeni Publicznej na Śląsku 2010 roku.
Czytaj także Pospolite Ruszenie we Wrocławiu
4. Grodzenie - wszystko za płotem [1273 GŁOSÓW] 9%
Nawet jeśli budynek nie jest obłożony różowym styropianem, nawet jeśli nie pokrywa go gigantyczna reklama, jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że i tak zbliżyć się do niego nie da - bo jest ogrodzony. Rozpaczliwa potrzeba zapewnienia sobie (złudnego) poczucia bezpieczeństwa oraz egoizm - bo grodzenie to wynik myślenia wyłącznie o własnym dobru - wywołały w Polsce manię grodzenia.
Nieznane nigdzie indziej w Europie zjawisko zaczęło się na nowych osiedlach, kondominiach, budowanych na peryferiach. Ale polską przypadłością jest doprowadzanie wielu zjawisk do granic absurdu i z udających luksusowe osiedla peryferii parkany, płoty i siatki przybyły też do miasta. Pasja do grodzenia wielkopłytowych bloków doprowadziła kilka miesięcy temu do tego, ż dwie wspólnoty, nie mogąc dojść do porozumienia co do lokalizacji płotu, przeprowadziły go przez środek osiedlowej ławki, przecinając ją na pół.
Płoty rozdzielają place zabaw, utrudniają mieszkańcom dojście do przystanku czy sklepu a straży pożarnej czy karetce dotarcie do miejsca wypadku, a przede wszystkim niszczą przestrzeń miejską, która ma przecież służyć wszystkim jej użytkownikom, która jest naszym wspólnym dobrem.
5. Zawłaszczanie przestrzeni [1044 GŁOSÓW] 7%
Deweloper, nowe w języku polskim słowo, ma już zabarwienie pejoratywne. To ktoś, kto nie bacząc na interes ludzi, zbija majątek na inwestycjach budowlanych. Buduje maksymalnie dogęszczone osiedla bez dróg dojazdowych, szkół czy sklepów, w centra miast wstawia przeskalowane koszmarki, buduje ohydne i ogromne hotele, byleby tylko jak najwięcej zarobić. To oczywiście stereotyp, który nie zawsze jest realny, faktem jest jednak, że władze polskich miast faworyzują deweloperów, nie rozciągając nad ich działaniami praktycznie żadnej kontroli. W Niemczech czy Wielkiej Brytanii, gdy inwestor stawia nowe osiedle, nie kupi działki, jeśli od razu nie wytyczy na niej ulic oraz miejsca pod osiedlową infrastrukturę. W Polsce nikt tego nie oczekuje - powstają więc blokowiska, z których po bułki i gazetę trzeba jechać samochodem.
Brak dbałości o estetykę miasta (co też winno być obowiązkiem lokalnych władz) powoduje, że powstają liczne Makabryły - budowle brzydkie same w sobie, ale też kompletnie niepasujące do okolicznej zabudowy. Realizuje się projekty według gusty i fantazji inwestora - bo jest on dobrem, którego pragnie każde miasto i któremu nie wolno nic zabronić ani narzucić.
Jeśli okolica nie jest wpisana do rejestru zabytków, można postawić właściwie dowolnie duży obiekt. Brak planów miejscowych, które by porządkowały przestrzeń (co jest bolączką większości polskich miast) działa na korzyść takich pomysłów. W Białymstoku powstaje Muzeum Diecezjalne, które o przynajmniej 3 kondygnacje przewyższa okoliczne kamienice, rujnując kameralnych charakter tego fragmentu miasta. Na cały kraj jest słynny Hotel Gołębiewski w Karpaczu - monstrum, wielkości 12 boisk piłkarskich wciśnięto do 5-tysięcznej miejscowości wypoczynkowej. Przykłady można mnożyć - w przypadku tych i podobnych inwestycji trudno mieć pretensje do dewelopera, któremu zależy na zysku. To lokalne władze powinny kontrolować budownictwo w swoim regionie także pod kątem estetyki.
Czytaj także: Makabryły Roku 2010>>
6. Parkowanie na dziko [733 GŁOSÓW] 5%
Gdyby uznać, że przestrzenią publiczną jest nie tylko plac czy park, ale też chodniki i podwórka, to i na tym polu mam kłopot. Nie ma chyba w Polsce forum internetowego, związanego z tematyką miejską, na którym nie toczyłby się kłótnie pomiędzy (równoprawnymi przecież) użytkownikami miejskiej przestrzeni, czyli pieszymi, kierowcami i rowerzystami. Polskie miasta to pole walki między tymi, którzy nie mając gdzie parkować, stawiają samochody w poprzek chodników i na trawnikach, a tymi, którzy po mieście poruszają się pieszo. Na przeciwnych barykadach stoją coraz liczniejsi rowerzyści i kierowcy, dla których dwukołowiec jest zawalidrogą.
Przez dekady polskie miasta projektowano dla samochodów - stąd liczne przejścia podziemne czy kładki, 'wyganiające' pieszych z ulic, by ułatwić ruch samochodowy. Dziś z jednej strony liczba aut lawinowo rośnie, z drugiej zaś wymogi ekologii oraz nowoczesnego myślenia o mieście przychylne są raczej transportowi publicznemu i rowerom, co oczywiście rodzi konflikty.
Nasze miasta w większości wypadków nie są zaprojektowane ani z dbałością o pieszych, ani tak, by przyjąć ogromną ilość samochodów. Zanim to się zmieni, czekają nas jeszcze lata walki pomiędzy poszczególnym użytkownikami przestrzeni. Bo u żadnej ze stron trudno doszukać się dobrej woli i gotowości do zrezygnowania ze swojej wygody.
Czytaj tez o Miastomaniakach
7. Styropianizm - nieudolna termomodernizacja [671 GŁOSÓW] 5%
Najbardziej aktualny i szeroko ostatnio dyskutowany temat. Spierają się przy nim dwa obozy: z jednej strony to władze spółdzielni mieszkaniowych i wspólnoty, zarządzające budynkami, które chcąc poprawić jakość życia lokatorów oraz obniżyć koszty eksploatacji budynku, opakowują bloki i kamienice w styropian. To metoda tania i prosta, szybko przynosząca efekty, na dodatek łatwo zdobyć na nią dofinansowanie - nic więc dziwnego, że stała się tak popularna.
Z drugiej strony sporu mamy tych, którym żal ginących pod styropianem tynków, detali architektonicznych, niuansów wykończenia elewacji. W kraju, który stracił tak wiele pięknych budynków w czasie II wojny światowej dziś, na własne życzenie, wszystkie budynki - od dekorowanej kamienicy po blok z wielkiej płyty - upodabnia się do siebie, zamieniając w jednakowe, kolorowe klocki.
zobacz także:Polska Rzeczpospolita Styropianowa
8. Odczłowieczanie przestrzeni [691 GŁOSÓW] 5%
Na zachodzie Europy miasta prześcigają się w tworzeniu coraz to bardziej przyjaznych, wygodnych i pięknych przestrzeni publicznych. Place, skwery, a nawet parkingi zamienia się w miejsca, w których ludzie lubią się zatrzymać, usiąść, spotkać z kimś albo po prostu odpocząć w drodze z pracy do domu. Takie myślenie o mieście, w którym życie ma sprawiać przyjemność, nie dotarło jeszcze do wszystkich polskich miast. Przestrzenie publiczne od kilku lat modernizuje się na Śląsku (co roku wręczana jest tu nagroda za Najlepszą Przestrzeń Publiczną Województwa Śląskiego), ale to wciąż wyjątek.
Dobrze zaprojektowana przestrzeń publiczna to nie taka, która ładnie wygląda na wizualizacjach w folderach reklamowych ratusza, ale taka, która powstała przy udziale mieszkańców i do ich potrzeb i marzeń jest dostosowana. Najlepszym na to przykładem jest rewitalizacja Placu Grzybowskiego w Warszawie. Dotleniacz, postawiony tam przez artystkę Joannę Rajkowską, błyskawicznie ożywił martwy przez lata plac, ściągając tam mieszkańców z całej Warszawy. Dziś, gdy plac zmodernizowano według sztywnych projektów, wyznaczonych przez Ratusz, jest miejscem, gdzie można zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie, ale na pewno nie żeby spędzić tam na pikniku niedziele popołudnie, jak to miało miejsce, gdy działał Dotleniacz. Plac jest bardzo elegancki, nie stał się jednak przestrzenią przyjazną mieszkańcom.
Czytaj też o tym, żemiasto jest dla ludzi
9. Tworzenie nowych zabytków [488 GŁOSÓW] 3%
Zrujnowane w czasie drugiej wojny światowej polskie miasta do dziś pełne są 'dziur' - pustych działek lub terenów, zajętych przez prowizoryczne zabudowania. Co jakiś czas kolejne z nich trafią w ręce (najczęściej prywatnego) inwestora i zostają zabudowane tzw. plombami. Jest to oczywiście proces naturalny, nienaturalne jednak jest to, że owe plomby w większości wypadków udają starą zabudowę. Gdyby kolejne pokolenia architektów naśladowały tylko style historyczne, nigdy nie doczekalibyśmy nowoczesnej architektury! (właściwie, to chyba wciąż budowalibyśmy piramidy...
Czy to brak wiedzy z dziedziny estetyki, niezrozumienie nowoczesności, czy zła wola, faktem jest jednak, że Polakom wciąż najbardziej podobają się budynki w stylach historycznych. Najmniej dyskusji wzbudzają plomby, zbudowane w XXI wieku, ale w stylu XIX-wiecznej kamienicy.
Trudno nam zaakceptować nowoczesność, tymczasem wszędzie na świecie nawet w zabytkowe okolice starówek, jeśli wstawia się nowy budynek, nie udaje on zabytku. Tzw. Karta Wenecka, czyli Międzynarodowa Karta Konserwacji i Restauracji Zabytków i Miejsc Zabytkowych, międzynarodowa konwencja określająca zasady konserwacji i restauracji zabytków architektury, którą Polska podpisała w 1964 roku, mówi m.in. o tym, że: 'w kwestii odnawiania zabytków powinno się zawiązać współpracę ze współczesnymi artystami', 'nie powinno się przeprowadzać rekonstrukcji zabytku', 'niedopuszczalne jest umieszczanie wiernych kopii elementów budynku w miejsce oryginalnych' oraz że 'wszystkie nowo dodane elementy zabytkowego budynku powinny być rozróżnialne od oryginalnych'.
10. Sięganie bruku - kostka kontra chodnik [159 GŁOSÓW] 1%
Eko-Park, jedno z najdroższych, ale i najbardziej cenionych ze względu na architekturę polskich osiedli (zbudowane w Warszawie, w prestiżowej lokalizacji obok Pola Mokotowskiego) - to kompleks budynków, zaprojektowanych przez najlepszych architektów (m.in. Stefana Kuryłowicza). Mimo że budynki są ładne i eleganckie, wszystkie chodniki wokół, podjazdy i miejsca parkingowe wyłożono tą samą kostką brukową, która pokrywa miasta jak Polska długa i szeroka. Na przemian szare i różowe kostki kładzie się wszędzie - na nowych osiedlach, na reprezentacyjnych ulicach (jest kilka zaledwie wyjątków), na parkingach i wokół centrów handlowych.
Choć przyznać trzeba, że w wielu wypadkach wymiana starego chodnika na kostkę była zmianą na lepsze - nieremontowane przez dziesięciolecia osiedlowe chodniki były połamane, wybrakowane i zniszczone do tego stopnia, że na trawnikach wokół pojawiały się wydeptane ścieżki - wygodniej było chodzić po trawie niż po chodniku. Warto jednak pamiętać, że technika budowlana bardzo poszła naprzód i wybór materiałów do budowy chodników jest ogromny - może czasem warto wydać nieco więcej, ale dopasować nawierzchnię do charakteru okolicy i zabudowy, nie kładąc na eleganckim osiedlu kostki jednakowej z tą, jaką znaleźć można na parkingu przez hipermarketem...
Co ciekawe, używane w odniesieniu do owej kostki potoczne nazwy 'kostka bauma' lub 'polbruk' , choć brzmią zwyczajnie, dziś mają już mają wydźwięk pejoratywny - używa się ich w odniesieniu do każdej, brzydkiej lub źle wykonanej nawierzchni.
Skomentuj:
Polska brzydota - 10 grzechów głównych [WYNIKI PLEBISCYTU]