Szalone lata 90. Różne twarze postmodernizmu
Spośród wszystkich stylów architektonicznych postmodernizm wyprodukował najwięcej makabrył. To niewykluczone, ale można też dojść do wniosku, że jest to bardzo jednostronne spojrzenie. W końcu postmodernizm to nurt tak różnorodny, jak chyba żaden poprzedni. Czasem jaskrawy, groteskowy i krzykiem domagający się uwagi, ale przecież nie zawsze. Za projektami postmoderny kryją się rozmaite przesłanki: tęsknota za twórczą wolnością, chęć ponownego nawiązania do tradycji architektury, znużenie modernizmem, pragnienie zadziwienia odbiorcy lub nawiązania z nim dialogu. Budynki, które zaliczamy do postmodernizmu wizualnie często nie mają ze sobą niemal nic wspólnego. I równie często bywają hurtowo umieszczane w szufladzie z napisem "kicz". Czy słusznie? Oto dziesięć ważnych budynków światowego postmodernizmu z lat 90., reprezentujących różne oblicza tego stylu.
Biblioteka Harolda Washingtona, Chicago
To najstarszy z prezentowanych w tym zestawieniu budynków. Ale nie tak stary, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka.
Biblioteka została otwarta w 1991, ale jej bryła nawiązuje do tradycji chicagowskiej architektury z końca XIX wieku. Jury konkursu architektonicznego zaopiniowało zwycięski projekt biura Hammond, Beeby and Babka w następujący sposób: "Ten budynek wygląda jak biblioteka. Budzi zaufanie". Podobnie jak tradycyjne gmachy publiczne sprawia wrażenie solidności.
Budynek jest monumentalny, nawiązujący do tradycji, ale jednocześnie w pewnym sensie buntowniczy. W czasie gdy wokół wciąż budowano głównie modernistyczne pudełka, mógł być postrzegany jako swoisty powiew świeżości.
Washington Library ma trójdzielną strukturę, inspirowaną biurowcami wznoszonymi w Chicago sto lat wcześniej. Fani architektury Wietrznego Miasta odnajdują wplecione w projekt biblioteki motywy ze znanych chicagowskich budynków: okna z Audytorium projektu Sullivana, masywne, rustykowane przyziemie jak z Rookery Building, itd.
Łatwo można przy tym odkryć, że biblioteka nie jest budynkiem historycznym. Wystarczy obejść ją dookoła. Zachodnia fasada ma zupełnie odmienny charakter: to szklana ściana kurtynowa, swoisty hołd dla Miesa van der Rohe.
Kojarzone z postmodernizmem rozbuchanie formy pojawia się tylko w dekoracji dachu. Tu, za pomocą tradycyjnych symboli, biblioteka komunikuje swoją funkcję. Zagłębiając się w ornamentykę budynku, możemy łatwo te symbole rozszyfrować. Akcentujące narożniki ogromne aluminiowe akroteriony (dekoracja wieńcząca szczyt lub narożniki; tu przedstawiająca sowy - symbol mądrości) to zapowiedź zawartości biblioteki: w środku przechowuje się książki, czyli mądrość. Zdobiące fasadę budynku medaliony z twarzą dmuchającego mężczyzny nawiązują do określenia "Wietrzne Miasto".
Biblioteka Washingtona w Chicago to przykład postmodernizmu powściągliwego, który szuka inspiracji w historii.
Muzeum Narodowe Australii, Canberra
W kategorii budynków publicznych Muzeum Narodowe Australii leży na przeciwległym biegunie w stosunku do chicagowskiej biblioteki. Zaprojektowane przez biuro Ashton Raggatt McDougall muzeum nie usiłuje wywołać wrażenia solidności, nie próbuje wyrażać majestatu. Nie jest powściągliwe, lecz śmiałe. To utrzymana w postmodernistycznej estetyce kompozycja, która ma opowiadać o Australii.
Poszczególne budynki mają nieoczywiste, nieregularne formy, nieraz na granicy dekonstrukcji.
Elementy układanki tworzą niezamknięty okrąg wokół Ogrodu Australijskich Marzeń - otwartej przestrzeni z namalowaną na betonowej posadzce mapą. Rozmieszczone dookoła budynki, których forma może wydawać się żartobliwa, a wręcz groteskowa, przekazują jednak bardzo poważne komunikaty.
Muzeum nie unika ciemnych stron australijskiej historii, w tym eksterminacji ludności aborygeńskiej. Projektanci zastosowali tu odważny zabieg. Segmentowi mieszczącemu ekspozycję na temat historii Aborygenów nadali formę zygzaka znaną z berlińskiego Muzeum Historii Żydów Libeskinda. Tym architektonicznym gestem symbolicznie wskazali na podobieństwo losów Żydów i Aborygenów. Howard Raggatt nazwał to cytatem, nie kopią. Libeskind nie dał się przekonać i ostro zaprotestował.
Architektonicznych aluzji jest w kompleksie Muzeum więcej. Jednym z elementów układanki jest wariacja na temat Villi Savoye Corbusiera, tutaj ubranej w czarny kostium. Nie brakuje również architektonicznych cytatów z opery w Sidney czy budynku parlamentu w Canberze oraz licznych nawiązań do australijskiej historii. Użyte przez architektów kolory mają metaforyczne znaczenie: czerń i czerwień zaczerpnięto z flagi aborygeńskiej, żółty i niebieski symbolizują ubiory skazańców, którzy przybywali do australijskich kolonii karnych.
Muzeum Australii stanowi przykład typowego dla postmodernizmu podwójnego kodowania. Architektura ma tu dwie warstwy: pierwszą możemy poznać fizycznie, chodząc po całym kompleksie. Odczytanie drugiej, intelektualnej warstwy wymaga pewnej wiedzy z zakresu architektury, umiejętności odcyfrowania symboli, zrozumienia odniesień kulturowych albo pomocy dobrego przewodnika.
Muzeum Narodowe Australii to architektura kontrowersyjna, balansująca na granicy plagiatu. Jej celem jest opowiadanie historii. Odbiór budynku pozostaje niejednoznaczny: jedni widzą w nim głównie trudną do zaakceptowania, niepoważną formę, inni uznają go za książkę, która stawia czytelnikowi wysokie wymagania, zmuszając do refleksji nad historią kraju.
Ukończony w 1998 roku biurowiec projektu James Stirlinga zajął pustą działkę na jednym z najważniejszych skrzyżowań w Londynie, w pobliżu budynków Bank of England i Royal Exchange. Wcześniej projekt dla tego miejsca opracował Mies van der Rohe. Jednak jego modernistyczną koncepcję z czasem uznano za przestarzałą. Postmodernizm wygrał starcie z modernizmem.
Z punktu widzenia urbanistyki oznaczało to powrót do tradycyjnych zasad projektowania sprzed modernistycznej rewolucji. Budynek Stirlinga wypełnił całą działkę, tworząc charakterystyczny narożnik.
Krytycy architektury porównali No 1 Poultry do niegrzecznego, wygłupiającego się dziecka. Rzeczywiście, wyróżnia się on w sąsiedztwie starszych budynków swoim pasiastym, żółto-różowym kostiumem, ale trzeba też przyznać, że nie dokazuje ponad miarę. Skala i podziały fasady odpowiadają sąsiadującym budynkom. Budynek z wejściami nawiązującymi do architektury egipskiej oraz wieżą zegarową jest oryginalny, a jednocześnie sprawia wrażenie pragnącego akceptacji.
I choć niektórzy przezywają go "tortem" lub "kogutem", w listopadzie 2016 No 1 Poultry znalazł się na liście architektonicznego dziedzictwa Wielkiej Brytanii. Stał się w ten sposób najmłodszym chronionym angielskim budynkiem.
Europejskie Centrum Wulkanistyki we francuskiej Owernii otwarto w 2004 roku, kiedy postmodernizm lata swojej świetności miał już za sobą.
Jego architekt Hans Hollein to jeden z prekursorów architektury postmodernistycznej. Mimo, że uczył się pod okiem m.in. Miesa van der Rohe, szybko odszedł od modernizmu i ogłosił zerwanie z zasadą "forma podążą za funkcją". "Forma nie powstaje sama z siebie. To wielki gest człowieka sprawia, że budynek przybiera formę sześcianu, piramidy czy sfery" - pisał.
Głównemu architektonicznemu elementowi Vulcanii Hans Hollein nadał śmiałą formę nawiązującą do wulkanu. Stożek jest obłożony z zewnątrz płytami z zastygłej lawy, dzięki którym wtapia się harmonijnie w otoczenie. Ale przez pionową szczelinę widoczne jest jego złote wnętrze.
Symboliczny wulkan ma 28 metrów wysokości i stoi w sąsiedztwie stożków prawdziwych wygasłych wulkanów. Większość kompleksu znajduje się natomiast pod ziemią.
Tradycyjne skojarzenia z wulkanem i jego pierwotną, naturalną siłą kontrastują z migotliwą wewnętrzną powłoką, która symbolizuje ogień, ale może równie dobrze przywodzić na myśl sklep z biżuterią lub centrum handlowe. A może tajemniczą świątynię. Wizyta w kompleksie ma bowiem stanowić podróż do wnętrza ziemi, kontakt z mistyczną przyrodą. A jednocześnie być źródłem rozrywki.
W momencie otwarcia mierzący 421 metrów wieżowiec Jin Mao (nazwę można tłumaczyć jako "złota prosperity") był najwyższym budynkiem w Chinach.
Elewacja złożona z aluminiowej kratownicy i szkła czerpie z dobrych wzorców stylu międzynarodowego. W koronie wieżowca można doszukać się podobieństw do amerykańskich drapaczy chmur w stylu Art Deco.
Jednocześnie projekt pracowni Skidmore, Owings and Merrill jest osadzony w miejscowej tradycji architektonicznej. Schodkowy kształt budzi skojarzenia z dalekowschodnim przodkiem drapaczy chmur - pagodą. Rytmicznie zwężający się ku górze profil budynku nadaje mu dynamiki.
Lokalne odniesienia nie kończą się na formie wieżowca. Projekt jest przesiąknięty symboliką i nawiązaniami do cyfry osiem, uznawanej w chińskiej kulturze za szczęśliwą. Jin Mao ma 88 kondygnacji, każdy segment jest o jedną ósmą niższy od poprzedniego, a rdzeń budynku jest ośmiokątem. Żeby dopomóc szczęściu na inaugurację wieżowca wybrano datę z dużą ilością ósemek: 28 sierpnia 1998 roku.
Podczas gdy w Chinach rósł ponad 400-metrowy wieżowiec Jin Mao, Holendrzy również zaczęli budować wysoko. Ale w nieco mniejszej skali: ukończona w 1998 roku Castalia stała się pierwszym w ich kraju budynkiem, który przekroczył wysokość 100 metrów.
Castalia to jeden z wielu postmodernistycznych budynków w Hadze. W mieście, zniszczonym w czasie drugiej wojny światowej, przeprowadzono najpierw modernistyczne eksperymenty, a potem powrócono do tradycyjnej tkanki miejskiej z kwartałami i pierzejami. Większość utrzymana jest w stylu historyzującego, ceglanego postmodernizmu.
Wieże Castalii wyróżniają się na tym tle wysokością. Ich architekt (właściwie projektant przebudowy wzniesionego w latach 60. budynku), Michael Graves, postanowił połączyć historyczny kształt tradycyjnego holenderskiego domu ze stosunkowo nowym typem budynku - wieżowcem.
W przypadku Castalii forma na pewno nie wynika z funkcji. Budynek ma 21 kondygnacji, ale okien w pionie jest dwa razy mniej. Każde z okien odpowiada bowiem dwóm piętrom. Podwójny szczyt budynku jest tylko ozdobą - w środku nie mieszczą się żadne pomieszczenia użytkowe. Można się spierać, czy forma mieszczańskiej kamienicy z wysokimi oknami i dwuspadowym dachem nadaje się dla wysokościowców. Tak czy inaczej, Castalia niewątpliwie odcina się od reszty haskich wieżowców.
Biblioteka publiczna, Vancouver
Postmodernistyczna architektura nawiązująca do Koloseum? To zwiastuje sporą dawkę kiczu. Jednak kiedy za projekt odpowiada Moshe Safdie, efektem może być także architektoniczna ikona miasta.
Tak stało się w przypadku ukończonej w 1995 roku Biblioteki Publicznej w Vancouver.
Safdie zapragnął, by pośród dość jednostajnej, pudełkowej architektury miasta jego budynek się wyróżniał. Tworzył przyjazną, otwartą dla wszystkich przestrzeń.
Centralna część biblioteki to szklany prostopadłościan z przestronną, dobrze doświetloną czytelnią. Otacza go wolno stojąca, eliptyczna kolumnada z uproszczonymi elementami architektury klasycznej: łukami i kolumnami. Mieści ona zadaszony pasaż handlowy i tworzy wejście, które otwartym ramieniem zaprasza przechodniów do środka. Taka konstrukcja budynku pozwala również pogodzić sprzeczne nieraz interesy książek i czytelników w kwestii dostępu światła do wnętrza.
Biblioteka w Vancouver jest nowoczesna, a zarazem sięga "pamięcią" do epoki pierwszych bibliotek. Odpowiada na potrzeby współczesnego użytkownika, dostarczając funkcjonalnej i przyjaznej przestrzeni do nauki i rozrywki. A przy tym zaspokaja tak silnie obecną w postmodernizmie ludzką potrzebę bycia zadziwianym.
Postmodernizm nie musi być krzykliwy. Często kojarzymy ten nurt z dziwacznymi formami i nagromadzeniem jaskrawych kolorów. To nie reguła. Wystarczy spojrzeć na projekty włoskiego architekta, laureata Nagrody Pritzkera, Aldo Rossiego. Rossi został poproszony o zaprojektowanie nowego gmachu dla Bonnenfantenmuseum, placówki posiadającej imponującą kolekcję malarstwa flamandzkiego i sztuki współczesnej.
Budynek, ukończony w 1995 roku, wzniesiono z tradycyjnych materiałów (cegły, kamienia i drewna) na planie litery E. Ramiona gmachu zwrócone są ku rzece. Środkowe ramię zakończone jest charakterystyczną cylindryczną kopułą z tarasem widokowym. To ona jest najbardziej rozpoznawalnym elementem projektu. Nawiązuje ona przy tym do historii architektury. Rossi nie krył swojej inspiracji proporcjami kopuły turyńskiego kościoła San Gaudenzio. Przeciwnik modernizmu, wierzył, że architektura powinna być zakorzeniona w tradycji. Są bowiem formy i idee, których nie można po prostu odrzucić.
Budynek Rossiego "mówi" bardzo powściągliwym językiem. Wynika on z wyznawanej przez architekta teorii "analogowego miasta". Zgodnie z nią dyskretna architektura pozwala podkreślić żywotność miejskiej przestrzeni, w której osadzony jest budynek.
Małe, alpejskie miasteczko Mogno nawiedziła w 1986 roku lawina, która zniszczyła zabytkową kaplicę. W jej miejscu powstała nowa świątynia, o równie skromnych rozmiarach, wprowadzająca jednak zupełnie nowy język architektoniczny.
Zaprojektowany przez szwajcarskiego architekta Maria Bottę kościół św. Jana Chrzciciela został ukończony w 1998 roku.
Projekt opiera się na podstawowych formach geometrycznych. Kościół na planie elipsy jest ścięty u szczytu i zakończony okrągłym szklanym dachem. Pokrywające elewację poziome pasy nawiązują do włoskich świątyń romańskich. Masywne mury, mające wytrzymać kolejne lawiny, kryją niezwykłe wnętrze.
Odseparowana od otoczenia ascetyczna przestrzeń ma w sobie surową uroczystość średniowiecznych świątyń. Podobnie jak na zewnątrz, dominują tu geometryczne sekwencje wzorów z czarnego granitu i białego marmuru, momentami przypominające wręcz op-art. Wnętrze rozświetlone jest wpadającym przez dach światłem, a romańskie łuki nadają mu lekkości.
Choć jego projekty często umieszczane są w postmodernistycznym worku, Mario Botta nie uważa siebie za postmodernistę. Sam, będąc uczniem Le Corbusiera, nazywa postmodernizm "architekturą globalnego Disneylandu".
Holenderskie Groningen wita wychodzących z dworca kolejowego podróżnych postmodernizmem w najbardziej fantazyjnym wydaniu. Ich oczom ukazuje się kompleks Muzeum Miejskiego, zaprojektowany przez zespół pod kierownictwem Alessandra Mendiniego. Poszczególne budynki stworzyli inni architekci, co miało dodać kompleksowi kolorytu (i kolorów).
Górująca nad całością, pokryta lśniącymi płytami z laminatu złota wieża jest dziełem samego Mendiniego. Po obu stronach stoją dwa mniejsze budynki: zielony i różowy. Druga część kompleksu to cylindryczny pawilon z aluminium osadzony na ceglanej podstawie.
Ostatnim składnikiem architektonicznego koktajlu jest rozstrzelona, dekonstruktywistyczna bryła sygnowana przez Coop Himmelb(l)au, kontrastująca z dość prostymi formami pozostałych budynków.
Mendini przyznaje, że ten projekt to odpowiedź na bezosobowość funkcjonalizmu. "Każdy człowiek jest inny, dlaczego więc przedmioty nie miałyby takie być?"
Skomentuj:
Szalone lata 90. Różne twarze postmodernizmu