Koniec z betonowymi miastami. Miejscy ogrodnicy wkraczają do akcji!
Koniec z zatrutą chemią żywnością z supermarketów! Koniec z dzikim pędem między domem a pracą! Czas wrócić do natury! Spacerować wśród zieleni, czuć zapach kwiatów i ziół, uprawiać grządki, jeść samodzielnie wyhodowane warzywa. Żeby to osiągnąć wcale nie trzeba wyprowadzać się z miasta!
Największe pole uprawne w mieście, Nowy Jork
To podobno największy zlokalizowany na dachu budynku ogród na świecie. Ma prawie 4 tys. m2 powierzchni i powstał na dachu Brooklyn Grange - zbudowanego w 1919 roku magazynu w nowojorskiej dzielnicy Queens. Projekt przedsięwzięcia opracowali członkowie biura Bromley Caldari Architects. Praca nad stworzeniem tu wydającego plony ogrodu zajęła im dwa lata.
Dziś efekt ich pracy jest niesamowity: dach zabytkowego budynku porastają dziesiątki roślin, warzywa, owoce, zioła, które w postaci surowej lub w formie przetworów można też tutaj kupić. Wszystkie są całkowicie ekologiczne: prowadzący ogród nie używają sztucznych nawozów, środków ochrony roślin czy innych substancji chemicznych. Choć wymaga to więcej pracy - wszystkie plony są całkowicie naturalne. Projekt Brooklyn Grange stał się nie tylko sukcesem dla jego autorów - wywołał modę na podobne realizacje I teraz na dachach różnych budynków w Nowym Jorku powstają dziesiątki ogrodów i poletek uprawnych, na których organizacje, stowarzyszenie, ale I prywatni ludzie hodują owoce, warzywa czy zioła.
Zielone graffiti w Londynie
Anna Garforth - to pracująca w Londynie projektantka. Kiedyś, podczas wizyty na starym cmentarzu zobaczyła zabytkowe nagrobki, porośnięte mchem. Ten widok zainspirował ją do opracowania projektu... graffiti z roślin.
Autorka długo opracowywała technikę tworzenia napisów z roślin - nie chce publicznie jej zdradzać. Co ważne, przenoszone na mury roślinne hasła nadal rosną- taka jest idea Anny Garforth, by nie tworzyć tymczasowych, chwilowych obiektów. Jej planem jest `pisanie` na murach tak, aby napisy rozwijały się, starzały, rozrastały.
Projekty Brytyjki szybko zdobyły popularność - teraz projektantka zapraszana jest do udziału w różnych festiwalach sztuki. Jej graffiti przestało być oddolną akcją `malowania` po murach, a stało się artystycznym projektem, docenianym i przez instytucje, i zwykłych odbiorów.
Wyhoduj sobie kolację, Zurych, Szwajcaria
To było tego lata najmodniejsze miejsce w Zurych. Ogród Pani Gerolds powstał na poprzemysłowym, zdegradowanym terenie, który w najbliższej przyszłości czeka rewitalizacja i nowa zabudowa. Zanim to jednak nastąpi władze miasta teren do 2017 roku udostępniły różnym organizacjom. Jedna z grup aktywistów założyła tu ogród, restaurację i klub.
Z użyciem materiałów z recyklingu - kontenerów, palet, starych desek zorganizowali bezpretensjonalną przestrzeń z hamakami i leżakami, w której część restauracyjna, klubowa i ogrodowa przenikają się. Lokal serwował posiłki wykonane z użyciem produktów, rosnących w otaczającym stoliki ogrodzie - nierzadko klienci sami mogli wybrać owoce czy warzywa, które później jedli, co więcej - mogli przychodzi i samemu je pielęgnować, podlewać, pielić. Ponadto wśród roślin, aromatycznych ziół i kwiatów można było spędzać letnie noce, bujając się w hamaku.
Hotel w pionowym parku, Singapur
Przy Upper Pickering Street w Singapurze, w luksusowej okolic pełnej drogich butików, eleganckich hoteli i najdroższych apartamentowców powstaje kolejny komfortowy hotel. Poza wygodnymi pokojami, miłą obsługą czy ekskluzywną restauracją będzie on oferował coś jeszcze: widok na park. Można by się zapytać: jak to możliwe w silnie zurbanizowanej, wybetonowanej, pełnej drapaczy chmur przestrzeni?
Otóż możliwe! Park będzie rósł bowiem na elewacji mieszczącego hotel wieżowca (a konkretnie wyrastających ze wspólnej platformy czterech wieżowców). Pracownia WOHA, która budynek zaprojektowała, w jego konstrukcję wpisała specjalne podesty, na który posadzone będą drzewa i krzewy. Dodatkowo owe zadrzewione tarasy będą miały malowniczy, falisty kształt, który ma dodać atrakcyjności architekturze obiektu.
Co ważne - część tego pionowego parku będzie dostępna także dla mieszkańców miasta, nie tylko gości hotelowych. Kilkukondygnacyjny gmach, na dachu którego staną cztery wieżowce cały zamieniony z otwarty park.
Miejski labirynt w polu kukurydzy, Santiago, Chile
"Zwolnij!", zdają się wołać do nas architekci z pracowni Beals & Lyon Architects. Chcą przypomnieć ludziom, że życie w pośpiechu wśród wybetonowanych przestrzeni jest wyniszczające, że w pędzie codziennego życia zapomnieliśmy o tym, co pierwotne i tak bliskie człowiekowi - czyli o kontakcie z naturą.
To dlatego opracowali projekt ogrodu, który można "wstawić" w przestrzeń dowolnego miasta, który da się wcisnąć pomiędzy wieżowce i ulice po to, by zabieganym mieszkańcom metropolii dać szansę zatrzymania się. Ogród Rozwidlających się Ścieżek - bo tak nazwali swój projekt - to pole, porośnięte kukurydzą. Ta roślina ma to do siebie, że szybko wyrasta na duża wysokość - człowiek, jeśli wejdzie w środek takiego pola traci z oczy otoczenie - dookoła widzi tylko kukurydzę.
Pomiędzy tymi wysokimi roślinami architekci zaplanowali drewniane pawilony, niewielką sadzawkę, alejki spacerowe z mostkami i ławkami - teren, w którym każdy może się "zgubić', wyciszyć, odpocząć. Nie ma tu żadnych egzotycznych roślin, eleganckich alej, stylowych elementów małej architektury, są najprostsze rośliny, drewniane meble - naturalne zapachy i faktury - po to, żeby przywrócić ludziom poczucie równowagi.
Pachnący dom w Lizbonie
Zielone elewacje na domach czy niewielkich biurowcach są coraz bardziej popularne. Rośliny na elewacjach i dachach mają zbawienny wpływ na panujący wewnątrz mikroklimat, ponadto doskonale zabezpieczają budynek przed utratą ciepła.
Trzej portugalscy architekci, Luís i Tiago Rebelo de Andrade oraz Manuel Cachão Tojal zaprojektowali w Lizbonie dom, który także wykorzystuje zalety zieleni. Ale posunęli się o krok dalej: w bardzo przemyślany sposób skomponowali porastające elewacje rośliny. Chodziło o to, żeby każda kondygnacja domu pachniała inaczej. Co więcej, zapachy dobrali stosownie do funkcji piętra: to, gdzie mieści się sypialnia pachnie lawendą, w salonie czuć jest rozmaryn, a wokół basenu na dachu wąchać można szafran.
Pszczoły na paryskim dachu
O zagrożeniu, jakie niesie ze sobą spadek populacji pszczół czytamy od lat. Z wciąż do końca nie wyjaśnionych powodów liczba tych owadów na świecie radykalnie spadła - aby temu przeciwdziałać, w niektórych miastach na dachach powstają ule, mające zachęcić pszczoły do zamieszkania tam. Bliskość pszczół niesie ze sobą wiele korzyści - owady nie tylko zapylają roślin w całej okolicy, powodując ich lepszy wzrost i owocowanie, ale dostarczają też miodu, który jest polecany przez dietetyków właściwie dla każdego. Szczególnie dużo `osiedli` dla pszczół powstało w Paryżu: w stolicy Francji rozwinęła się wręcz moda na hodowanie tych owadów, mieszkańcy miasta budują ule nawet na własnych balkonach, restauracje szczycą się tym, że do przygotowania posiłków używają miodu z własnych, działających na terenie miasta pasiek. Ule stoją na Opery Paryskiej, na domach wzdłuż Champs-Elysees i na dachu katedry Notre Dame.
120 tysięcy pszczół mieszkało latem na dachu siedziby Europejskiej Agencji Środowiska w Kopenhadze, należącej do struktury Unii Europejskiej i zajmującej się monitorowaniem stanu środowiska naturalnego. Domy dla pszczół stoją też na dachu ratusza w stolicy Danii. Mieszkańcy Kopenhagi zauważyli, że od kiedy na terenie miasta zbudowano ule (czyli od ok. trzech lat) znacznie ładniej zaczęły wyglądać miejskie tereny zielone.
Miejskie pszczoły ma też Warszawa - ule stoją na dachu hotelu Hyatt na Dolnym Mokotowie. To pomysł Heddo Siebsa, dyrektora generalnego tego obiektu. Hotel ma pięć uli, zamieszkałych przez pół miliona pszczół. dzięki nim w hotelowej restauracji podawany jest miód ze znajdującej się na dachu pasieki - precyzyjnie badany w laboratorium ma kilkakrotnie mniejszą zawartość zanieczyszczeń niż dopuszczają to normy.
Farma w biurowcu, Tokio
Zajmująca się rekrutacją pracowników firma Pasona w 2010 roku przeniosła się do nowej siedziby, znajdującej się w samym centrum Tokio. Dziewięciopiętrowy budynek zaprojektowała pracownia Kono Designs.
Ten nowoczesny biurowiec nie różniłby się pewnie od dziesiątków innych, stojących w okolicy, gdyby nie to, że poza funkcją biurową jest on również... polem uprawnym. Pierwszym tego znakiem są zielone elewacje oraz porośnięty krzewami dach. Jednak na tym nie koniec - cztery z dwustu metrów kwadratowych powierzchni budynku zajmują grządki. Rosną na nich warzywa, kwiaty, są miejsca, gdzie rosną też drzewa owocowe. Budynek został tak zaprojektowany, by w jego przestrzeń od razu wkomponowane były miejsca na uprawy oraz urządzenia, zapewniające dobre warunki ich wzrostu.
Jak się łatwo domyślić - grządkami opiekują się pracownicy firmy ma ich to odprężać i relaksować, aby z nowymi siłami mogli oddawać się zadaniom, powierzonym przez firmę.
Wertykalny las w Mediolanie
Bosco Verticale - to projekt włoskiego architekta Stefano Boeriego dla Mediolanu. Budowa tego niezwykłego `wertykalnego lasu` dobiega właśnie końca. To dwa mieszkalne wieżowce, jeden wysoki na 110, drugi - na 76 metrów.
Już na etapie projektowania architekt uwzględnił w strukturze obu budynków miejsca na drzewa - bo tu tarasy, przynależące do mieszkań nie będą zastawione kwiatami w doniczkach - będą zalesione. W sumie na budynkach ma rosnąć ponad 900 drzew! Będą miały wysokość od 3 do nawet 9 metrów.
Stefano Boeri uważa, że miasta zatraciły bioróżnorodoność, rozwój cywilizacji niszczył wiele gatunków, które kiedyś pojawiały się miastach, mając wpływ na czystość powietrza i wody czy tłumienie hałasu. Włoski architekt uważa, że powinniśmy starać się naszym miastom przywrócić bogactwo porastających je roślin.
Wizje przyszłości
Idea miejskiego ogrodnictwa i stosowania roślin jako materiałów budowlanych jest dość nowa i ekscytuje wielu architektów. Wciąż prześcigają się oni w projektowaniu coraz bardziej wizjonerskich obiektów. Wielu z nich z powodów technicznych nie da się zbudować, są jednak futurystycznymi propozycjami, poszukiwaniem odpowiedzi na trapiące w XXI wieku ludzkość problemy.
Nowojorskie biuro WORKac opracowało wizję budynku, który pełniłby jednocześnie dwie funkcje. Z jednej strony byłby wielkim, wertykalnym ogrodem, w którym mieszkańcy uprawiali by owoce i warzywa, sprzedawane następnie na bazarze, zlokalizowanym na parterze budowli. Poza funkcją ogrodową byłby to zarazem normalny budynek mieszkalny, w którym mieszkaliby uprawiający znajdujące się na każdej kondygnacji pola miejscy rolnicy. Architekci obiektowi nadali rzeźbiarską formę tarasowo schodzącej ku ziemi konstrukcji.
Belgijski architekt Vincent Callebaut jest znany ze swoich futurystycznych wizji. Jedną z nich jest `Ćma`, utopijna budowla, która miałaby stanąć na Roosevelt Island u wybrzeży Nowego Jorku. Ten wysoki na sześćset metrów gmach kryje w sobie 132 piętra, a na nich 28 pól uprawnych. Każde zajęte by być miało pod inne rośliny tak, aby budynek mógł `wyprodukować` maksymalnie dużo rodzajów pożywienia (architekt uwzględnił wewnątrz nawet pastwiska dla zwierząt). Kształt tego niesamowitego budynku jest inspirowany skrzydłem ćmy.
O ile większość architektów miejskie farmy przyszłości projektuje wzwyż (sugerując się tym, że w miastach jest coraz ciaśniej I jesteśmy skazani na budowanie coraz wyżej), architekci z francuskiej pracowni Zundel and Cristea proponują `rozrzucenie` w miastach niewielkich, płaskich budynków, które na parterze kryły by parkingi, na pierwszej kondygnacji mieszkania lub sklepy, zaś których dachy zajęte by były przez ogrody. Każdy mieszkaniec mógłby uprawiać tam swoje grządki, uczyć się uprawy warzyw czy owoców, ale też szacunku do jedzenia (którego zbyt dużo się marnuje). Wspólna uprawa poletek miałaby też łączyć ludzi, budować lokalne społeczności.
Skomentuj:
Koniec z betonowymi miastami. Miejscy ogrodnicy wkraczają do akcji!