Zawód: Architekt/ka
Zaha Hadid jest bez wątpienia nie tylko najsłynniejszą architektką świata, ale też pierwszą kobietą, która w tym niezwykle zmaskulinizowanym zawodzie zrobiła wielką międzynarodową karierę. Jednak obecność kobiet w architekturze, choć często pomijana lub niedoceniana, nie ogranicza się tylko do działalności Zahy Hadid.
Margarete urodziła się w bogatej wiedeńskiej rodzinie pacyfistów i liberałów. Pierwszym zderzeniem z męskim światem była dla niej odmowa przyjęcia na studia na słynnej uczelni artystycznej, Kunstgewerbeschule w Wiedniu, na której nigdy dotąd nie studiowała kobieta. Schütte jednak uparła się i z pomocą znajomych jej rodziców (list polecający napisał jej m.in. sam Gustaw Klimt) została pierwszą w dziejach studentką jej prestiżowej uczelni (na której po latach wykładała Zaha Hadid).
Ukończywszy wydział architektury Margarete Schütte zaczęła projektować domy, była współpracownicą samego Adolfa Loosa, uczyła się też u Oskara Strnada, pioniera rodzącej się wówczas idei "architektury społecznie zaangażowanej", czyli służącej ludziom, także tym najuboższym. Gdy w 1926 roku niemiecki architekt i urbanista, Ernst May zaprosił ją do współpracy przy projektowaniu nowej wizji Frankfurtu nad Menem, Schütte-Lihotzky wiedziała już, że odpowiednio zaprojektowany budynek i jego wyposażenie mogą pomagać ludziom, zmieniać ich życie na lepsze.
We Frankfurcie Margarete projektowała przedszkola, szkoły, budynki uczelniane; tu też poznała swojego przyszłego męża, także architekta, Wilhelma Schütte. Tu również stworzyła projekt, dzięki któremu przeszła do historii. Ernst May oraz wielu innych wówczas działających architektów-socjalistów w zniszczonej po I wojnie światowej Europie budowali nowe domy z mieszkaniami: tanie, łatwe w montażu, niewielkie, ale za to dostępne dla każdego, także dla najmniej zarabiających. Nowe mieszkania były małe, trzeba było do nich dopasować nowe wyposażenie - wtedy właśnie Margarete Schütte-Lihotzky opracowała model w pełni wyposażonej, nowoczesnej i wygodnej kuchni. W niewielkim pomieszczeniu wszystkie meble oraz elementy wyposażenia rozmieszczono tak, żeby gospodyni łatwo mogła z nich korzystać, nie wykonując żadnych zbędnych ruchów (zminimalizowano w ten sposób także wysiłek fizyczny - wszystko znalazło się na wyciągnięcie ręki).
Jej wizję nazwano "kuchnią frankfurcką", która do dziś jest nie tylko symbolem nowoczesnego myślenia o architekturze, ale i emancypacji kobiet. Kuchnia frankfurcka miała bowiem ułatwić życie kobietom, które poza prowadzeniem domu także pracują na etatach. Po I wojnie światowej coraz mniej popularne było posiadanie służby, projekt Schütte-Lihotzky miał pomóc nowoczesnym, pracującym kobietom w prowadzeniu domu. Dorobek i poglądy Schütte-Lihotzky były inspiracją dla wielu polskich architektów i (nawet bardziej) architektek modernistycznych i awangardowych w 20-leciu międzywojennym i później, m.in. dla Barbary Brukalskiej i Heleny Syrkus.
W czasie II wojny światowej austriacka architektka była zaangażowana w antyfaszystowski ruch oporu (trafiła z tego powodu do więzienia), po 1945 roku projektowała szkoły i przedszkola w Chinach, Rosji, na Kubie (pracowała w krajach komunistycznych z powodu swoich lewicowych poglądów). Mimo że zmarła 17 lat temu (mając 102 lata), dziś ma swój profil na Facebooku.
Działaczka Julia Morgan, 1872 - 1957
Julia Morgan była pierwszą kobietą, która otrzymała tytuł inżyniera na prestiżowym Uniwersytecie Berkeley (w 1894 roku), pierwszą zarejestrowaną w stanie Kalifornia zawodową architektką, a także jedną z pierwszych kobiet, studiujących w paryskiej Ecole Des Beaux Arts (pierwszą, która zdobyła tam tytuł architekta).
Po powrocie do San Francisco Morgan pracowała w kilku pracowniach, aż w 1904 otworzyła własną praktykę. Nieszczęście, jakim było wielkie trzęsienie ziemi, które nawiedziło San Francisco w 1906 roku było dla Morgan ważnym momentem w karierze - podczas odbudowy miasta otrzymała kilka zleceń i zrealizowała własne projekty. Wtedy też architektka zaczęła projektować wille, m.in. letni dom dla Williama Randolpha Hearsta, magnata branży medialnej, z którym nawiązała wieloletnią współpracę. Dla miliardera stworzyła nie tylko wizje wielu jego rezydencji, ale też jeden z najbardziej znanych swoich projektów, Hearst Castle, gigantyczne założenie parkowo-pałacowe, położone tuż nad oceanem w Kalifornii.
Julia Morgan sprawnie i chętnie posługiwała się stylami historycznymi, tworzyła budowle ozdobne, pełne dekoracyjnych detali i inspiracji poprzednimi epokami. Taki też jest Hearst Castle, miejscami przypominający antyczne miasto, gdzie indziej podobny do średniowiecznego zamczyska. Całe założenie, powstające od 1919 do 1947 roku, rodzina Hearstów przekazała władzom stanowym - dziś mieści się tu związany z historią park tematyczny, muzeum z antycznymi zabytkami, ogólnodostępny teren turystyczny.
Poza pracami na zlecenie Julia Morgan była bardzo zaangażowana w ruchy pomocowe na rzecz kobiet, projektowała szkoły i warsztaty , w których kobiety mogły się uczyć i zdobywać doświadczenie, by się móc usamodzielniać; stworzyła projekty kilkunastu siedzib organizacji YWCA (Young Women's Christian Association), kobiecego odpowiednika YMCA; wspierała ruchy emancypacyjne. Dziś w USA istnieje mnóstwo szkół, organizacji czy fundacji, noszących imię architektki, do dziś jest ona w Stanach pamiętana jako ważna postać w walce o równouprawnienie kobiet. W 2008 roku gubernator Kalifornii, Arnold Schwarzenegger dołączył Julię Morgan do California Hall of Fame, panteonu najwybitniejszych postaci, związanych z tym stanem USA.
Za dzieło życia Haliny Skibniewskiej uważa się warszawskie osiedle Sady Żoliborskie, do dziś po pół wieku od zbudowania, uznane za jedno z najdoskonalszych osiągnięć we współczesnej architekturze mieszkaniowej. Zatopione wśród zieleni niezbyt duże bloki z niewielkimi mieszkaniami, ale jeszcze wygodnymi (blokowe klitki wprowadziła na stałe dopiero technologia wielkiej płyty), dobrze skomunikowane z resztą miasta, wyposażone w sklepy i szkoły, odcięte od ruchu kołowego, ale zaplanowane tak, że do ulic jest zawsze blisko. Ponadto wyposażono w przyjazną, funkcjonalną i atrakcyjną przestrzeń publiczną i tereny rekreacyjne.
Halina Skibniewska, profesor na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej większą cześć kariery naukowej i projektowej poświęciła właśnie badaniom nad budownictwem mieszkaniowym; była szefową Zakładu Mieszkalnictwa w Instytucie Projektowania WAPW i Pracowni Środowiska Mieszkalnego w Mieście. W sprawy społeczne była zaangażowana także jako posłanka i wicemarszałek Sejmu (w latach 1965 - 1988). W swoich projektach walczyła o jakość i przestrzeni, i architektury; "Jestem jednym z nielicznych warszawskich architektów, którzy nie zaprojektowali żadnego bloku z wielkiej płyty" - mówiła. Do dziś podkreśla się jej głębokie poczucie odpowiedzialności zawodowej, pogląd, że architekt, projektując dom mieszkalny, ma obowiązek myśleć przede wszystkim o jego użytkowniku.
Poza społecznymi aspektami budownictwa mieszkaniowego, architektka dbała też o jakość samej architektury - co w czasach prefabrykacji i normalizacji było wyjątkowo trudne. Na stołecznym osiedlu Szwoleżerów postawiła pawilon handlowo-usługowy, silnie nawiązujący do stylu Franka Lloyda Wrighta; pawilony, do dziś zachwycające lekką konstrukcją i wtopieniem w otaczającą zieleń zaprojektowała dla Zakładu Elektronicznej Techniki Obliczeniowej w Al. Niepodległości w Warszawie; bloki w Sadach Żoliborskich obłożyła płytami o ciekawej, zróżnicowanej fakturze (część z nich zniszczono podczas współczesnej termomodernizacji bloków), w budynki na Szwoleżerów wkomponowała fragmenty i detale z ruin historycznych obiektów.
Poświęcałam tej budowie całą siebie przez 15 lat od rana do wieczora. Nie mam męża ani dzieci. Moim dzieckiem jest bazylika - mówiła architektka w wywiadzie dla Dużego Formatu w 2007 roku.
Barbara Bielecka jest autorką jednego dzieła. Mało kto zna jej nazwisko, a i jej samej chyba nie zależy na błyskotliwej karierze i rozgłosie - mimo to budowla, którą zaprojektowała, zapewniła jej miejsce w dziejach polskiej architektury, nawet jeżeli większość osób uważa, że to powód do wstydu.
Bazylika w Licheniu, monumentalne, niezwykłe dzieło, powstało w podkonińskiej wiosce w 2004 roku (budowano ją 10 lat). Jest największą świątynią w Polsce, ósmą do co wielkości w Europie, z fasadą długą na 162m i nawą główną wysoką na 44m. nic w tej budowli nie jest przypadkowe. Do jej wnętrza prowadzą 33 schody (jak 33 lata życia Chrystusa); budynek ma 365 okien i 52 otwory drzwiowe itd. Kopuła nad świątynią ma wymiary 25x45m; organy w górnym kościele liczą 20 tys. piszczałek, w 68-metrowej wieży wisi dzwon, ważący 15 ton. Kościół pobił większość rekordów pod względem wielkości i wyposażenia - i architektce i Kościołowi zależało na zrealizowaniu obiektu, który się wyróżni, który `przebije` inne tego typu realizacje (np. licheńska iglica jest o 8m wyższa niż na na Bazylice Św. Piotra w Rzymie). Na pytanie: `Dlaczego ten kościół jest tak wielki?`, Barbara Bielecka odpowiada: `Bo jest znakiem mojej niezgody na małość oraz bylejakość`.
Jednak nie tylko ta gigantomania jest tematem kontrowersji, związanych z projektem. Estetyka budowli, ociekającej złotem, przeładowanej dekoracjami, bezstylowej (bo czerpiącej ze wszystkich prawie historycznych stylów jednocześnie, pomieszanych nawet z elementami ze sztuki ludowej) nie ma precedensu - kicz i nagromadzenie przestylizowanych elementów w tej budowli sięgnęło poziomu, dotąd niespotykanego. I to jest zarazem powodem, dla którego obok licheńskiej Bazyliki nie można przejść obojętnie - nie jest to architektura dobrej jakości, a jednak wśród dorobku naszego budownictwa XXI wieku ma niezaprzeczalnie swoje miejsce. Nawet jeśli nie zgadzamy się ze słowami jego autorki, że "ten kościół jest pierwszym przejawem czysto polskiej architektury od czasów budowy Trasy W-Z!"
Skromna Denise Scott Brown, ur. 1931
Wielu badaczy uważa, że Denise Scott Brown jest poszkodowana, bo niesprawiedliwie ignoruje się jej udział w dorobku jej męża i partnera, Roberto Venturiego. Szczególnie głośna debata na ten temat przetoczyła się przed światowe media w 1991 roku, kiedy to Venturi otrzymał Nagrodę Priztkera, należną po połowie obojgu małżonków, pracujących ze sobą od 1967 roku i projektujących wspólnie.
Biuro Venturi, Scott Brown & Associates mieści się w Filadelfii, a jego dorobek - to najważniejsze dzieła stylu postmodernistycznego na świecie. Roberto Venturi znany jest z parafrazy słów modernisty Miesa van der Rohe `Less is more` (mniej znaczy więcej), które zamienił na `Less is bore` (mniej znaczy nudno).
Denise Scott Brown (jej panieńskie nazwisko brzmi Lakofski) urodziła się w Rodezji, w której studiowała na uniwersytecie. Studia kontynuowała w Londynie (gdzie poznała swojego pierwszego męża, także architekta, który w 1958 roku zginął w wypadku samochodowym) oraz w Filadelfii, gdzie spotkała i poślubiła Venturiego.
Scott Brown jest architektką i urbanistką, z obu tych przedmiotów prowadzi tez od wielu lat zajęcia dla studentów i publikuje pisma teoretyczne. Jest znana z krytyki modernizmu oraz architektury, powstającej dla elit. Architektka ceni stylowy chaos i spontaniczność, mieszkanie stylów i dekoracji, które jest szczególnie widoczne w amerykańskiej architekturze, wznoszonej poza największymi miastami. Uważa, że postmodernizm stał się stylem, trafiającym do każdego, nie tylko do inteligencji i snobów.
Jej własny dorobek - to przede wszystkim realizacje związane z uczelniami, plany urbanistyczne kampusów oraz projekty poszczególnych budynków. Pracowała dla uczelni w Michigan, w Filadelfii, Kentucky, dla Uniwersytetu Harvarda i Tsinghua w Pekinie; Denise Scott Brown współprojektowała m.in. Muzeum Dzieci w Huston w Teksasie, Seattle Art Museum, Muzeum Sztuki Współczesnej w San Diego. Wszystkie te budowle, to pełne koloru i motywów, czerpanych z różnych epok i stylów kompozycje postmodernistyczne.
Autorytet Ewa Kuryłowicz, ur. 1953
Prof. Ewa Kuryłowicz jako czynna architektka, także przez lata pozostawała w cieniu męża, zmarłego tragicznie w czerwcu tego roku prof. Stefana Kuryłowicza. Oboje założyli i prowadzili pracownię, która dziś jest bez wątpienia najważniejszym biurem architektonicznym w Polsce. Ewa Kuryłowicz, jak często podkreślał jej mąż, jest współautorką większości projektów wychodzących z pracowni. Bierze udział w konkursach architektonicznych; projektuje domy jednorodzinne, gmachy użyteczności publicznej, biurowce i kościoły. Mówi się, że wielką stratą dla polskiej architektury jest niezrealizowanie konkursowego projektu Kościoła Barnabitów na warszawskich Stegnach, który Ewa Kuryłowicz zaprojektowała w 1998 roku, proponując szklany, półprzezroczysty świecący prostopadłościan-kontener (w jego miejsce powstała ceglana bezstylowa, historyzująca bryła).
Poza pracą projektową, a może nawet przede wszystkim, prof. Ewa Kuryłowicz jest wykładowczynią na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej, jedną z najbardziej cenionych na tej uczelni, autorką licznych prac naukowych i teoretycznych, opracowań dotyczących zagadnień przestrzeni publicznej oraz dostosowywania budownictwa do potrzeb osób niepełnosprawnych. Przez osiem lat była dyrektorką programu "Miejsca duchowe" Międzynarodowej Unii Architektów UIA z siedzibą w Paryżu, jest Sędzią SARP, członkinią Izby Architektów RP. Bardzo często bierze udział w dyskusjach i konferencjach na temat architektury, zawsze stojąc na stanowisku, że architektura - to nie tylko technika, ale też dziedzina intelektualna.
Projekty biura APA Kuryłowicz & Associates wyróżniają się wysoką jakością użytych materiałów, starannością i precyzją dopasowania do kontekstu, a zarazem "światowym", eleganckim i nowoczesnym wyrazem. To właśnie połączenie ponadnarodowej nowoczesności z wielkim szacunkiem do zastanego kontekstu charakteryzuje nie tylko dorobek architektoniczny Ewy Kuryłowicz, ale też jej poglądy i nauczanie.
W życiu brytyjskiej architekt ważny jest rok 1989. Wtedy to, ukończywszy praktykę u samego Sir Richarda Rogersa, Levete poznała Czecha, Jana Kaplický`ego i dołączyła jako partnerka do jego pracowni Future Systems. Ich wizje bionicznej architektury przyszłości były na tyle wizjonerskie, że przez wiele lat pozostawały w sferze teorii. Para projektowała futurystyczne `bloby`, proponując włączenie do architektury najnowocześniejszych technologii, zaczerpniętych z przemysłu samochodowego i lotniczego. Niewiele z ówczesnych propozycji Kaplický`ego i Levete zostało zrealizowanych. W 1999 roku powstała trybuna dla dziennikarzy na polu do krykieta w Londynie, tzw. Lord's Media Centre, wyglądająca jak gigantyczny telewizor budowla została nagrodzona najważniejszą brytyjską nagrodą architektoniczną, Stirling Prize; w Birmingham para zbudowała dom handlowy Selfridges, wyglądający jak obły, jakby wykonany z pokrytej łuskami plazmy stwór z kosmosu.
W 2008 roku para rozstała się. Jan Kaplický wyjechał do Czech, Levete założyła w Londynie własne biuro AL_A, które prowadzi z sukcesami do dziś. W projektach Brytyjki widać wciąż jej futurystyczne zainteresowania, choć wizje te są już dużo bardziej realistyczne. Amanda Levete projektuje budynki, meble, przedmioty codziennego użytku i wnętrza.
Gdyby tę Francuzkę oceniać na podstawie wyglądu, chyba nikt nie powiedziałby, że jest architektą. Pani o widocznych już na twarzy zmarszczkach nosi się na czarno, ma mocno natapirowane włosy tego samego koloru oraz bardzo mocny, demoniczny, czarny makijaż. Wygląda, jak uczestniczka zlotu subkultury gotyckiej . Wbrew temu nietypowemu wyglądowi, projekty Odile Decq odznaczają się lekkością i subtelnością.
W 2001 roku oddano do użytku MACRO, Muzeum Sztuki Współczesnej w Rzymie. Decq stary, zabytkowy gmach browaru rozbudowała o nową część, które mimo że szklana i nowoczesna, świetnie dopasowała się do istniejących budynków. Lekką konstrukcję architektka zawiesiła na stalowym stelażu, który widać doskonale we wnętrzu budynku. W głównym holu muzeum stanęła dodatkowo czerwona, rzeźbiarska konstrukcja, która jest jednocześnie tarasem widokowym, klatką schodową, prowadzącą na kolejne kondygnacje, salą ekspozycyjną i dziełem sztuki samym w sobie.
W 2008 roku w Szangahju powstał pawilon informacyjny, który wygląda jak "połamany" czerwony wigwam; w Nanjing w Chinach jest w tej chwili budowany dom-pracownia dla artystów (który na razie nosi dwoi nazwy: Dziki Koń lub Rolling Stone), składający się z "rozsypanych" po zboczy zalesionego wzgórza połączonych razem pawilonów. Ich silnie zgeometryzowane kształty wprowadzają dziwne zaburzenia optyczne do zadrzewionej okolicy.
Projekty francuskiej architektki są wyraziste, pełne charakteru, ale też niepozbawione wdzięku. Decq umie łączyć przeciwności, a stonowane struktury chętnie przełamuje niewielkim, ale rzucającym się w oczy detalem, tak jak czerwona konstrukcja w holu rzymskiego muzeum czy pomarańczowa tuba, dostawiona do jednego z francuskich biurowców.
Druga w historii, poza Zahą Hadid, laureatka Nagrody Pritzkera. Otrzymała ją w 2010 roku wspólnie z Ryue Nishizawą, swoim partnerem z prowadzonej wspólnie pracowni Sanaa. Jednak także poza działalnością w ramach pracowni, oboje projektują na własną rękę i zdarza się im pracować osobno.
Kazuyo Sejima zdaje się łączyć w sobie dwa nieprzystające światy. Z jednej strony jest ona klasyczną przedstawicielką japońskiej kultury, dla Europejczyka egzotycznej, zamkniętej, wyciszonej; z drugiej zaś architektka radzi sobie doskonale na międzynarodowym rynku, projektując w USA, Holandii czy Włoszech. W 2010 roku Sejima była też dyrektorką i główną kuratorką Biennale Architektury w Wenecji.
Gdy w październiku ubiegłego roku Japonka wygłaszała wykład w ramach stołecznego festiwalu Warszawa w Budowie, słuchało jej 2 tysiące osób. Drobna, niska, skromna architekta opowiadała o tym, jak ważna jest dla niej funkcja budynku, że zawsze stanowi główny punkt wyjścia w procesie projektowania; o tym, że najbardziej lubi używać zwykłych materiałów i prostych form; o tym, jak ważne w odbieraniu architektury są zmysły.
Budowle Sejimy nazywane są poetyckimi i analitycznymi zarazem; za pomocą precyzyjnie dobranych i skromnych środków Japonka tworzy obiekty, w których minimalizm łączy się z nastrojowością i symboliką. Umiejętne dobranie środków wyrazu powoduje, że mimo prostoty i skromności, budynki Sejimy są wyraziste.
Posterunek policji na stacji Chofu w Tokio (1994) - to zwarta, obita ciemną blachą bryła, urozmaicona jedynie okrągłym i kwadratowym oknem; ratusz w mieście Onishi (2000) jest lekką, lśniącą konstrukcją na cienkich słupach; budynek apartamentowy Okurayama (2008) przypomina "wywrócony na lewa stronę betonowy walec"; centrum kultury w Almere w Holandii - to wielki sześcian, obłożony ciemnymi szybami.
Projekty Japonki łatwo opisać w kilku słowach, bo nie ma w nich wielu elementów, detali, ozdób. Każdy budynek jest zwartą bryłą, która wyróżnia się podstawowymi, pojedynczymi elementami: kształtem, wielkością okien lub użytym materiałem.
- Więcej o:
Pas startowy dawnego lotniska zamienili w imponujący park
Walter Gropius - nie tylko Bauhaus [ZNANI ARCHITEKCI]
Tauberphilharmonie - filharmonia w niemieckim miasteczku Weikersheim. Surowa bryła wśród miękkich pagórków
Kave Home dla Fundació Joan Miró - światło, kolor, duch
Zlin - od butów Baty do mekki funkcjonalizmu
Bruno Taut: kolorowy modernizm [ZNANI ARCHITEKCI]
Wnętrza kancelarii SUŁKOWSKI LEGAL od mow.design. IUS EST ARS. Prawo jest sztuką
Najstarszy działający McDonald's na świecie. Jego wygląd nie zmienił się od chwili otwarcia