Kiosk - kup onlineKiosk - Ladnydom.pl

Projekty z serii mission impossible to jej specjalność: Dorota Szlachcic [WYWIAD]

red

Projektowała m.in. wrocławskie Afrykarium, wysokogórskie schronisko w Himalajach czy oceanarium w Angoli. Dorota Szlachcic z ArC2 Fabryki Projektowej opowiada o tym, dlaczego warto podejmować wyzwania, zbierać nietypowe doświadczenia oraz jak szukać inspiracji.

W jaki sposób przydają się tak nietypowe doświadczenia, jak projektowanie wysokogórskiego schroniska w Himalajach czy oceanarium w Angoli?
Dorota Szlachcic: - To dwa projekty z cyklu mission impossible. Myślę, że to właściwie jedyna możliwość, żeby zacząć myśleć w zupełnie inny sposób. Takie doświadczenia pomagają szukać niekonwencjonalnych, a przy tym efektywnych rozwiązań, bo jednak spotykamy się z konkretnymi, realnymi problemami. Dlatego to także zupełnie inny wymiar inspiracji, także w odniesieniu do sposobów wykorzystania różnych materiałów. Poza tym przy okazji takich projektów mogę współpracować ze specjalistami różnych bardzo rzadkich specjalności.

Tak było w przypadku waszego nepalskiego schroniska, które będzie przypominało śpiwór?
- Długo analizowaliśmy warunki lokalne, jak opady śniegu i deszczu, siłę wiatru, temperatury itp., ale ciągle brakowało nam ogólnej koncepcji. Przypadkiem chciałam wtedy kupić śpiwór. W sklepie internetowym zobaczyłam przekrój jednego i było to jak olśnienie. Zrozumiałam, że to dokładnie to, co chcemy uzyskać. Zaprosiliśmy do zespołu projektanta śpiworów wysokogórskich. To było bardzo twórcze, a fizyka budowy śpiwora okazała się dla nas znakomitą inspiracją. Budynek można powiększać lub pomniejszać, w zależności od potrzeb, zwijając go podobnie jak robi się to ze śpiworem. W konkursie Himalayan Mountain Hut zajęliśmy II miejsce, a realizowane będą trzy pierwsze koncepcje.

Dorota Szlachcic - gość specjalny spotkań Perspektywafot. mat. prasowe


Podkreśla Pani, że udział w konkursach pozwala przewietrzyć umysł. Jak to rozumieć?
- Mogę to też opisać jako fruwanie nas ziemią. Konkursy pozwalają sprawdzić się w międzynarodowym towarzystwie i często stanowią rozwijające wyzwanie. Nie warto chodzić tylko utartymi ścieżkami i pracować tylko dla deweloperów. Konkursy są ciekawe nie tylko dla młodych. Wygrywa się rzadko, może 1 na 8 konkursów, ale przy okazji każdego zbiera się mnóstwo doświadczeń. Można to potraktować jako swego rodzaju inwestycję w siebie i w swój warsztat. W czasie spotkań z cyklu Perspektywa będę opowiadać, w jaki sposób korzystam z tego rodzaju wyzwań.

Schronisko na wysokości 5 tys. m n.p.m., w najwyższych górach świata, to chyba wyzwanie jedyne w swoim rodzaju?
- I to nie tylko ze względu na warunki w trudnodostępnym miejscu i konieczność wpisania formy obiektu w specyficzny krajobraz, w drodze na szczyt Paldor (5928 m n.p.m). Już wiemy, że  trakcie realizacji będziemy musieli wykorzystać lokalne materiały, a nawet elementy lokalnych budowli. Nepalczycy przykładają ogromną wagę do ochrony środowiska. Schroniska himalajskie będą obiektami całkowicie samowystarczalnymi. Musieliśmy rozwiązać problem utylizacji śmieci, sposób wykorzystania wody i pozyskiwania energii w sposób zupełnie inny niż robi się to w Europie. Wygraliśmy też tym, że schroniska według naszej koncepcji można wybudować i prowadzić w całości siłami lokalnej społeczności.

Wykorzystaliście także innowacyjny sposób pozyskiwania energii.
- Tak, wykorzystaliśmy ogniwa fotowoltaiczne na bazie perowskitów, wynalazek Olgi Malinkiewicz z Politechniki Wrocławskiej. Dziś jest już trochę bardziej znany, wtedy był dopiero w trakcie badań. To ogniwa tak cienkie, że można je nadrukowywać na bardzo różne materiały i powierzchnie. Zgodnie z naszym projektem pokryją powłokę schroniska, rozwiązując problem pozyskiwania energii. Tym bardziej, że są dużo bardziej efektywne energetycznie niż tradycyjne panele fotowoltaiczne. Jestem przekonana, że ogniwa na bazie perowskitów zmienią nasz świat, a na pewno zrewolucjonizują myślenie o architekturze.

Czy oceanarium w mieście Namibe w Angoli to wyzwanie o podobnej skali trudności jak nepalskie schronisko?
- Równie ciekawe. Właściwie to przygotowujemy następny projekt „afrykarium”, ale tym razem w Afryce. To będzie oczywiście zupełnie inny obiekt niż ten wrocławski. W Namibe są kompletnie inne warunki, a przez to całkowicie inna jest fizyka budowli. Na przykład temperatura na zewnątrz to średnio 30 stopni, czyli podobnie jak w środku. Dlatego konstrukcja musi być ażurowa, żeby wyprowadzać na zewnątrz nadmiar ciepła, wytwarzany przez pracujące urządzenia technologii oczyszczania wody, a jednocześnie do środka nie może się dostawać pył z pobliskiej pustyni. Poza tym ten obiekt powstanie na litej skale i w środku miasta. Nie ma szans na to, żeby urządzenia schować pod ziemią, jak zrobiliśmy to we Wrocławiu.


A jak po roku ocenia Pani wrocławskie Afrykarium?
- Lubię obserwować, jak działają nasze rozwiązania, jak obiekt, który zaprojektowaliśmy wpisuje się w miasto. W przypadku Afrykarium zadałam sobie ostatnio pytanie: co by się stało bez wielkiego holu? Na etapie konkursu baliśmy się, że zostaniemy za ten pomysł zdyskwalifikowani, ponieważ inwestor początkowo czegoś takiego w ogóle nie brał pod uwagę. Tymczasem dzisiaj trudno sobie wyobrazić funkcjonowanie Afrykarium bez takiego buforu. W przypadku tego obiektu też trafiliśmy na bardzo nietypowe problemy.

Również przypominały mission impossible?
- Do nowatorskich projektów trudno znaleźć ludzi. Na przykład nie chciał współpracować z nami żaden rzeczoznawca ds. bezpieczeństwa przeciwpożarowego. Wszyscy pytali o obiekt referencyjny, a takiego nie było. Pracowaliśmy z trzema rzeczoznawcami. Ten, który został z nami do końca, opowiadał mi później, że w snach prześladuje go nagłówek w gazecie: „Jedyny strażak na świecie, który zezwolił na ewakuację ludzi przez plażę pingwinów”.

W Afrykarium po raz pierwszy na świecie wykorzystaliście na elewacji czarny corian.
- Zaproponowaliśmy ten materiał zamiast betonu torkretowego, kiedy okazało się, że wykończenie elewacji trwałoby za długo. Musieliśmy przy okazji rozwiązać kilka zupełnie nowych dla nas problemów. Podam jeden przykład: charakterystyczna elewacja Afrykarium ma 160 metrów długości, a rozszerzalność cieplna corianu wynosi 3 mm na 1 metr. Dodatkowo każda płyta miała nieco inny kształt, a te na ścianie północnej musiały być łukowato wygięte. Takie problemy bardzo rozwijają. Wykonawca też zebrał wtedy niepowtarzalne doświadczenia.

Skąd czerpie Pani inspiracje?
- Szukam ciekawych wyzwań i nie mnożę przed sobą przeszkód. Na przykład
w przypadku oceanarium w Namibe mogłabym powiedzieć: nigdy nie projektowałam
w Afryce, nie znam przepisów, warunki są ekstremalne, rezygnuję. Ale to przecież fascynujące zadanie. Nie trzeba do tego specjalnej odwagi, wystarczy otwarta głowa. Myślę, że inspiracje przychodzą same, kiedy architekt podejmuje trudne tematy, nie idzie na skróty i lubi konfrontować się z czymś zupełnie nowym.

    Więcej o:

Skomentuj:

Projekty z serii mission impossible to jej specjalność: Dorota Szlachcic [WYWIAD]