Niebotyki: amerykańska dzielnica Polski
W latach 30. w Polsce powstały pierwsze wieżowce, wtedy też w języku polskim pojawił się termin "drapacz nieba", czy "niebotyk". Najpierw wystrzeliły w Katowicach, potem w Warszawie. W końcu każde miasto w Rzeczpospolitej zapragnęło drapać chmury. Wybuch II wojny światowej ostudził i przerwał te zapały.
Polska jak i cały kontynent europejski stosunkowo późno odkryły amerykański wynalazek, czyli wysokie wieżowce. W USA pojawiły się już pod koniec XIX wieku, ich powstanie wiąże się z zastosowaniem szkieletu stalowego. To dzięki niemu można było przełamać barierę wysokości kilkunastu kondygnacji. Bowiem tylko tyle jest w stanie osiągnąć budynek budowany w tradycyjnej technice murarskiej. Już w 1891 roku do tego pułapu dobił Monadnock Building w Chicago, który ma 16 kondygnacji i liczy 60 metrów. To dziś najwyższy budynek murowany na świecie. Choć wieże kościołów często przebijają tę barierę wysokości, to jednak w budynkach mieszkalnych czy biurowych aby wzbić się wyżej potrzebna była nowa technologia.
Okazał się nią szkielet stalowy, który dał architektom nieograniczone możliwości. Słupy i belki stalowe tworzą sztywną konstrukcję, którą wypełnia się lekkimi ścianami, bo nie muszą już one przenosić obciążenia, a jedynie chronić od wpływów zewnętrznych. I tak już w 1913 roku Woolworth Building w Nowym Jorku osiągnął niebotyczne 241 metrów i 57 kondygnacji. Do lat trzydziestych dzierżył miano najwyższego budynku świata.
Wieżowce nie zaistniałyby, gdyby nie wynalazek Elisha Otisa, który na Wystawie Światowej w Nowym Jorku w 1853 roku zaprezentował pierwszy dźwig osobowy, czyli windę. Pierwsze elektryczne windy zaczęto instalować w Stanach w latach 80. XIX wieku. Pozwoliły budynkom rosnąć coraz wyżej, bo wcześniej spacery po schodach powyżej 6. piętra nastręczały masę kłopotów.
Tymczasem Europa pozostawała w tyle. Brak wieżowców w tej części świata wynikał nie tyle z zapóźnienia technicznego, ale braku potrzeby budowy drapaczy chmur. Ceny gruntów w europejskich metropoliach nie były tak wysokie jak w Chicago, czy Nowym Jorku. Także historyczne sylwety miast, ich duża gęstość raczej nie zachęcały do eksperymentowania. Pierwsze próby budowania wieżowców w Europie miały miejsce w Londynie, ale nie spodobały się królowej Wiktorii, która ograniczyła wysokościowe zapędy odpowiednimi regulacjami. Nie było też tradycji reklamowych jak w Ameryce, gdzie budynki były wizytówkami firm i korporacji.
Jednak nieśmiałe próby wieżowców pojawiały się w całej Europie, swój wkład na tym polu mają i Polacy. W Warszawie w 1908 roku wybudowano liczący 58 metrów budynek PAST-y (Polskiej Akcyjnej Spółki Telefonicznej), który w momencie powstania był najwyższym budynkiem Imperium Rosyjskiego oraz najwyższym budynkiem mieszkalnym w Europie. Wieża była, podobnie jak amerykańskich drapaczach, ubrana w kostium historyczny, przypominała średniowieczną wieżę zamkową. Miano najwyższej budowli w Polsce nosiła długo, bo aż do 1934 roku, kiedy powstał drapacz chmur w Katowicach.
Jako pierwsze w górę wystrzeliły właśnie Katowice. W krajowej prasie otrzymały wówczas przydomek "najbardziej amerykańskiej dzielnicy Rzeczypospolitej". Wynikało to z kilku faktów. Przede wszystkim przyłączony do Polski w 1922 roku Górny Śląsk potrzebował nowej stolicy regionu, centrum administracyjnego i gospodarczego. Wybór padł na Katowice. Od lat 20. miasto przeżywało więc olbrzymi ruch budowlany. Jak w Ameryce w przeciągu kilku lat w miejscu pól i łąk wyrastały nowe ulice, domy, place, urzędy.
Jednak mimo sporych obszarów wolnych wokół miasta brakowało terenów pod zabudowę. Niestety Katowice znalazły się w klinie podkopów górniczych, wąski pas pod zabudowę ciągnął się od nitki kolejowej na południe, gdyż północna część miasta nie miała możliwości rozwoju, ograniczały ją tereny kopalń i hut. Brak parceli nie był jedynym powodem postawienia na budownictwo wysokie. W międzywojniu Katowice ostro rywalizowały z niemieckimi wówczas miastami: Zabrzem, Bytomiem i Gliwicami o miano tygrysa regionu, do tego dochodziła chęć pokazania, że polskie miasto jest najnowocześniejsze.
Pierwszy wieżowiec wybudowany w Katowicach i zarazem w Polsce nie imponował może wysokością, ale swoją konstrukcją i formą. Był to Dom profesorów Śląskich Technicznych Zakładów Naukowych, mieszczący się dziś przy ulicy Wojewódzkiej 23. Dzieło architekta Eustachego Chmielewskiego i konstruktora Lucjana Timofijewicza budowano w latach 1929-31.
Wieżowiec ma 9 kondygnacji i był pierwszym tak wysokim obiektem w kraju zbudowanym przy zastosowaniu nowatorskiej stalowej konstrukcji szkieletowej. Interesująca była zwłaszcza jego skrajnie funkcjonalistyczna bryła, warto zaznaczyć, że wówczas w Stanach budowano wieżowce liczące kilkadziesiąt pięter, jednak miały zawsze one dosyć archaiczny, historyzujący kostium. W katowickim prekursorze drapacza chmur królowały za to awangardowe gładkie płaszczyzny ścian, wyoblone balkony czy przeszklone narożniki.
Testowana nowa konstrukcja zdała egzamin. Obiekt powstał w rekordowo krótkim czasie, bo konstrukcję stalową można montować nawet przy niskich temperaturach, co przyspieszało czas realizacji obiektu. Nic więc dziwnego, że podjęto próbę wybudowania kolejnego wysokiego budynku. Tym razem miał przerosnąć wszystko, co do tej pory było w kraju...
W tekście wykorzystano materiały i informacje z książki Hanny Faryny-Paszkiewicz "Geometria wyobraźni. Szkice o architekturze dwudziestolecia międzywojennego", wydawnictwo słowa/obraz terytoria, Gdańsk 2003 (Rozdział "Pierwsze polskie wieżowce")
Skomentuj:
Niebotyki: amerykańska dzielnica Polski