Zoom na Łódź: Niezrealizowane wizje przyszłości
Łódź kojarzona jest przede wszystkim z zabudową rodem z XIX wieku. Niewielu wie, że po wojnie powstała znaczna ilość projektów i koncepcji mających uczynić z niej nowoczesną, modernistyczną metropolię.
Powojenna historia łódzkiej architektury to w znacznej mierze historia śmiałych planów i odważnych marzeń. To historia wizji, którym nie dane było się ziścić. Jak wyglądałoby miasto, gdyby rysunki budynków autorstwa takich postaci jak Witold Millo, Bolesław Kardaszewski czy Jerzy Kurmanowicz zamiast do szuflady trafiły do realizacji? Na to pytanie starali się znaleźć odpowiedź twórcy wystawy „Łódź, miasto nieskończone” zrealizowanej w klubokawiarni „Owoce i Warzywa” w ramach tegorocznej edycji festiwalu Łódź Design. Sama ekspozycja stała się okazją do odbycia niezwykłej podróży w świat architektonicznych miraży. Jej szlak wyznaczyły zgromadzone archiwalne zdjęcia i rysunki, a także opowieści jednego z bohaterów wystawy - architekta Witolda Millo.
Tuż po zakończeniu wojny rozpoczęto prace, których celem było nadanie Ziemi Obiecanej metropolitalnego charakteru. W końcu lat 40., okresie określanym przez Tadeusza Baruckiego jako „architektoniczny NEP”, powstają pierwsze projekty Dzielnicy Wyższych Uczelni, wieżowiec Centrali Tekstylnej, koncepcja budowy Teatru Narodowego. Utrzymane w większości w stylistyce międzynarodowego modernizmu, musiały wkrótce ulec daleko idącym zmianom formalnym by wpisać się w jedyną słuszną doktrynę realizmu socjalistycznego. Co ciekawe, niektóre z obiektów, takie jak Biblioteka Uniwersytecka, przeszły ponowną metamorfozę po 1956 roku, kiedy to polscy architekci znów zwrócili się ku nowoczesności.
Ten zdecydowany zwrot wyraźnie widoczny jest w kolejnych zaprezentowanych na wystawie koncepcjach i projektach. Śmiałe, nierzadko wizjonerskie pomysły w niczym nie ustępowały temu, co w latach 60. czy 70. wznoszono na Zachodzie.
Niepozorny rysunek zamieszczony w 1963 roku na łamach tygodnika „Odgłosy” prezentuje nakreśloną ręką Stefana Łobacza palmiarnię. Przeszklone geoidalne formy o stalowej konstrukcji przypominają dzieła Richarda Buckminster Fullera. Wzniesione miały zostać pośród zieleni, na terenie parku Na Zdrowiu. Gdyby powstały, to dekadę później otrzymałyby niezwykłe „towarzystwo”, jako że tej samej lokalizacji miał powstać nowoczesny gmach Muzeum Sztuki. W ogłoszonym w 1973 roku ogólnopolskim konkursie zwyciężył Jan Fiszer, który zaproponował proste kubatury wpisujące się w interesujący sposób w naturalny krajobraz. Ówczesny dyrektor muzeum, Ryszard Stanisławski pragnął, by Łódź mogła poszczycić się obiektem na miarę Kroller Muller Museum w Otterlo. Niestety, planom tym nie dane było się ziścić.
Dlaczego tak wiele wyjątkowych koncepcji trafiało na archiwalne regały miast na place budowy? Odpowiedź nie jest jednoznaczna. Niekiedy, jak w przypadku Dzielnicy Wyższych Uczelni (Bolesław Kardaszewski, Włodzimierz Nowakowski, Anna Wiśniowska) decydowały względy finansowe. Częściej - brak właściwych decyzji odpowiednich organów. Często architekci tworzyli projekty wykonawcze, wybierano wykonawcę przyszłych prac i w ostatniej chwili odstępowano od inwestycji. Na ten problem zwracał uwagę W. Millo, który z żalem przyznawał, iż na terenie przeznaczonym pod filharmonię i Łódzki Zespół Kultury nie tylko rozpoczęto rozbiórkę istniejącej zabudowy, ale także wmurowano kamień z okolicznościową inskrypcją i zorganizowano plenerowy koncert łódzkich filharmoników. Zmiana decyzji o lokalizacji sali koncertowej, a następnie zawieszenie jakichkolwiek prac spowodowały, że brutalistyczny obiekt zaprojektowany przez Millo nigdy nie powstał. Gdyby jego losy potoczyły się inaczej być może wymieniany byłby dziś jednym tchem obok katowickiego dworca PKP, Spodka czy warszawskiego Supersamu jako jedno z najważniejszych osiągnięć polskiej architektury lat powojennych.
W projektach Kurmanowicza, Kardaszewskiego, Łobacza czy Millo uderza ogromna skala obiektów idąca w parze z odwagą w sposobie kształtowania przestrzeni. Rzeźbiarskie modernistyczne bryły w wielu przypadkach zastąpić miały starą dziewiętnastowieczną zabudowę, co nie tylko nie budziło większych sprzeciwów, ale wręcz było pozytywnie opiniowane przez służby konserwatorskie. Doprawdy, niewiele brakowało, by znaczna część śródmieścia Łodzi wypełniona była budynkami ze szkła i żelbetu. Tak się jednak nie stało i dziś, przechadzając się ulicą Piotrkowską lub spacerując po Placu Wolności możemy jedynie zastanawiać się „co było gdyby ”
Skomentuj:
Zoom na Łódź: Niezrealizowane wizje przyszłości