Helmut Jahn: "Właściwie nigdy nie jestem zadowolony..." [WYWIAD]
73-letni guru architektury przyleciał do Polski na jeden dzień, by otworzyć wystawę* poświęconą swojej twórczości. Architekt warszawskiego wieżowca Cosmopolitan znalazł dosłownie chwilę, by z nami porozmawiać, a to już sukces! Budynek jest finalistą plebiscytu architektonicznego BRYŁA ROKU 2013!
Helmut Jahn jest wymieniany wśród najlepszych współczesnych architektów, którzy ukształtowali oblicze swojej dziedziny. Ma na koncie ponad 100 znaczących realizacji w Europie, Stanach Zjednoczonych, na Bliskim Wschodzie, w Azji i Afryce. W Warszawie realizuje projekt wieżowca mieszkalnego Cosmopolitan Twarda 2/4, który wyraźnie odróżnia się od innych stołecznych wysokościowców. Prostota formy i jej wyrazistość to znaki rozpoznawcze projektanta.
Jahna nazywają często Flashem Gordonem architektury. Nie tylko z powodu komiksowego charakteru projektowanych budynków, ale również z powodu niebywałej aktywności zawodowej. Funkcjonuje niemal jak superbohater... Do Warszawy przyleciał z Chicago 24 września tylko na jeden dzień, tu otworzył swoją wystawę i odleciał do Norymbergi. Udzielając wywiadu podpisał jednocześnie 15 egzemplarzy swojej najnowszej książki, dał się sfotografować z grupką fanów i kontrolował czas spotkania co do minuty.
Helmut Jahn: - Mówiłem non-stop przez ostatnią godzinę (podczas otwarcia wystawy "Helmut Jahn. Architecture and Urban Space"- przyp. red.) Czego jeszcze nie wiesz? (śmiech)
Agnieszka Jęksa: Sony Center na Postdamer Platz w Berlinie, wieża w Doha w Katarze, budowle w Chinach, wieżowce w Nowym Jorku i Chicago. Mogłabym wymieniać dalej. O czym marzy stary wyjadacz architektury?
- Jeszcze nie skończyłem! Przede mną budynek idealny.
Czyli?
- Sam nie wiem. Jeśli to w ogóle możliwe, to chcę go stworzyć. Mój najważniejszy projekt to ten, który jest jeszcze nie powstał.
Czy to w ogóle możliwe - budynek idealny?
- Pewnie nie, ale jeżeli nie spróbujesz, to możesz równie dobrze pożegnać się z zawodem. Nie możemy siedzieć wygodnie i napawać się tym, co osiągnęliśmy, trzeba zakładać sobie rzeczy niemożliwe. I do nich dążyć. Codziennie. Podobnie jak nauka, architektura robi się interesująca tam, gdzie się kończy.
Skąd się bierze Pańska popularność, jak Pan sądzi?
- Nie jestem popularny. Źle traktuję ludzi, wrzeszczę na nich i bywam bardzo nieprzyjemny. Właściwie nigdy nie jestem zadowolony...
A jeśli chodzi o popularność Pana architektury?
- Wiele osób nie znosi moich projektów. Ale niewiele mnie to obchodzi. To są jedynie opinie - właściwie nic nie znaczą. Wiem, co robię i kiedy popełniam błąd. Nie pracuję dla pochwał, moim celem jest być coraz lepszym, to tak jak w sporcie: musisz coraz szybciej biec, coraz lepiej pływać, skakać wyżej, itd. Projektowanie to w dużej mierze eliminacja tego, co niepotrzebne i wymaga kreatywności!
Po co Pan tworzy?
- Żeby mieć z czego żyć, oczywiście.
Na tym etapie nie jest to chyba jedyna Pańska motywacja.
- Moim celem jest podnoszenie poziomu w sztuce. Słyszę ten wewnętrzny głos, który każe mi szukać odpowiednich klientów i otoczenia do tworzenia. Mówię o kliencie, bo jest równie istotny, jak architekt. Jeśli klient nie akceptuje twojego projektu, to bywa różnie. Niektórzy zatrudniają architekta tylko po to, by połechtać swoje ego i udowodnić, że mają rację. Takie ego jest autodestrukcyjne i często rozdmuchane przez pieniądze. Nieraz zamawiający wyrzucali mnie z pracy albo sam się zwalniałem.
Dlaczego?
- Nie mogliśmy z klientem dojść do porozumienia i stworzyć wspólnie dobrego projektu. Po prostu.
Obłaskawianie klienta to najtrudniejsze zadanie architekta?
- Czasami bywa tak, że klient jest w stanie spuścić z tonu, pohamować się - wtedy najważniejszy staje się sam projekt. Często jednak pomysły inwestora są w złym guście, bez smaku - nie mogę przecież mu tego wytknąć. Optymalna jest sytuacja, w której inwestor i architekt łączą siły dla dobra inwestycji.
Przy jakich projektach jest najwięcej zabawy?
- Najwięcej przyjemności sprawia mi teraz praca nad starym hotelem na Majorce. To coś nowego. Budynki mające po 400 metrów wysokości wcale nie są najciekawsze! Pracując z chińskimi klientami, straciłem wszelkie iluzje. Wielkie projekty, drogie inwestycje są często problematyczne. Muszę tłumaczyć klientom, że nie zawsze to, czego chcą, w ogóle istnieje.
Lotnisko w Bangkoku stało się moim kluczem do pracy w Azji - to jedno z największych lotnisk świata. Aby ta 3,5-kilometrowa budowla powstała, musiałem długo przekonywać klientów. Brakowało punktu odniesienia dla konstrukcji z takim rozmachem - w Tajlandii dominują świątynie i specyficzny krajobraz. Wraz z W. Sobkiem i M. Schulerem, z którymi pracowałem, musieliśmy dostosować projekt również do tropikalnego klimatu. Zachodnie rozwiązania nie nadążają za realiami azjatyckimi. Dla tak dużej liczby mieszkańców potrzebne są nowe sposoby myślenia i działania w architekturze. Efektem naszej pracy w Bangkoku jest budowla, której nie trzeba niczego dodawać, ani ujmować... Wszystko już wiesz? (śmiech) Muszę iść.
*Wystawa retrospektywna Helmuta Jahna zatytułowana "Helmut Jahn. Architecture and Urban Space" potrwa do 12 października. To podróż przez projekty m.in. w Azji Wschodniej i Centralnej, Afryce Zachodniej, Europie i Stanach Zjednoczonych. Pokazuje również przyszłe projekty i odsłania kulisy pracy architekta. Można ją oglądać w siedzibie Stowarzyszenia Architektów Polskich SARP przy ul. Foksal 2. Wstęp wolny.
Wystawa jest owocem współpracy pomiędzy Cosmopolitan Twarda 2/4, Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, Stowarzyszeniem Architektów Polskich, Muzeum Sztuki i Wzornictwa w Norymberdze oraz monachijskiego Neue Sammlung - Międzynarodowego Muzeum Wzornictwa. Więcej o wystawie na www.cosmopolitan.waw.pl
Skomentuj:
Helmut Jahn: "Właściwie nigdy nie jestem zadowolony..." [WYWIAD]