Zabytkowy dwór Sikorskich pod Bydgoszczą: "To była totalna ruina..."
Prace nad remontem zabytkowego dworu w Chobielinie trwały 15 lat. O odnowionym zabytku opowiada Anne Appelbaum-Sikorska, pisarka, dziennikarka, publicystka i żona Radosława Sikorskiego
Anna Tarnowska/Gazeta Wyborcza: Dzisiaj jest pięknie i dostojnie, a jak było 30 lat temu?
Anne Applebaum-Sikorska: W 1989 roku dwór był własnością gminy Szubin. Znajdował się w opłakanym stanie, jak wiele podobnych zabytków u schyłku komuny. Zgniłe podłogi, zamiast okien - dziury, walące się stropy, zdezelowane schody. W miejscu ogrodu był chlew, a ściślej mówiąc, jakieś jego resztki. Totalna ruina. Majątek po wojnie został znacjonalizowany przez komunistów, umieścili w nim biura PGR-u. Później wszyscy przestali się nim przejmować, niszczał i straszył.
Do czasu, kiedy wypatrzył go Radosław Sikorski, wtedy młody korespondent zachodniej prasy wywodzący się z niedalekiej Bydgoszczy, pani późniejszy mąż.
- To był wspólny pomysł Radka i jego rodziców. Dziadkowie męża wywodzili się z tej okolicy, więc zakup dworku miał również dużą wartość sentymentalną, historyczną. Chcieli nie tylko kupić dom, ale wrócić do przeszłości, do swoich korzeni. Wtedy wiele podupadających posesji w gminie zostało wystawionych na sprzedaż. Zdecydowali się na Chobielin, bo dworek po prostu był najładniejszy. I - co ważne - wokół nie było żadnej innej zabudowy, pustka i cisza. Zresztą - pomimo fatalnego stanu wydawało się, że z remontem da się uwinąć dość szybko.
Jak długo ciągnęły się prace?
- W sumie aż 15 lat!
Pierwsze wspomnienie z Chobielina?
- Podobało mi się. Cicho, głucho, daleko od cywilizacji. Bardzo ciężko było tu dojechać, przez kilkadziesiąt lat nikt nie dbał o drogę do dworu. Wtedy nie przypuszczałam, że właśnie tutaj będzie mój dom. Mieliśmy plan, żeby to odremontować, może odbudować zabytkowy dworek. Głównie Radek się tym zajmował, ja wkroczyłam do akcji, kiedy rozpoczął się etap urządzania wnętrza.
W salonie stoją organy kościelne. Oryginalny element wystroju.
- Z tym organami to ciekawa historia. Wszystkie meble, które tutaj widać, zrobił bardzo utalentowany stolarz. W młodości uczył się na organmistrza, umie budować organy. Zresztą, opiekuje się organami w całej okolicy. Kiedy skończył robić meble, powiedział, że ma części starych organów, które mógłby dla nas odnowić i zbudować je specjalnie dla nas. Pomyślałam, że będą to domowe organy, trochę jak pianino, tyle że wyższe. Ale wyszły mu kościelne, są dość duże, mają 460 piszczałek. I już z nami zostały. Czasem organizujemy w domu koncerty organowe dla przyjaciół albo dla gości oficjalnych.
A jak pani sobie radzi z dala od wielkiego świata, w którym pani wyrosła i wciąż funkcjonuje?
- Mieszkam tu przecież ponad 20 lat! Mogę śmiało powiedzieć, że jestem tutaj u siebie.
Od początku mamy dobry kontakt z sąsiadami, już przy odbudowie dworku pracowali w większości okoliczni mieszkańcy. Z wieloma się zaprzyjaźniliśmy. Kiedy remont się rozpoczął, Radek nie był ministrem. Sąsiedzi znają go zatem z mniej oficjalnej strony. W dzisiejszych czasach dzięki internetowi czy telewizji można połączyć mieszkanie w Chobielinie i kontaktowanie się ze światem. Jeśli chcemy być na bieżąco, to jesteśmy. Poza tym tutaj naprawdę jest co robić. Chodzimy na spacery, jeździmy konno, mąż uwielbia rower, więc często jeździmy na wycieczki. Dzieci grają w tenisa. Czasem pływamy na kajakach, kąpiemy się w stawie. Zimą też jest przyjemnie, wokół mnóstwo idealnych terenów pod narty biegówki.
Zagląda pani do Bydgoszczy?
- Nawet często. Mamy tam przyjaciół, pod Bydgoszczą jeździmy konno. Bydgoszcz to także nasz obowiązkowy punkt wycieczkowy, kiedy przyjeżdżają do nas znajomi. Zawsze pokazujemy im starówkę, piękną Wyspę Młyńską, bulwary, ulicę Gdańską. Jest co pokazywać, bo Bydgoszcz bardzo się zmieniła. To zupełnie inne miasto niż dwadzieścia lat temu. Bardzo wypiękniała.
Skomentuj:
Zabytkowy dwór Sikorskich pod Bydgoszczą: "To była totalna ruina..."