Jak architekci uratowali poznańską "deskę"
Rozmowa Gazety Wyborczej z architektami Tomaszem Osięgłowskim i Marcinem Kościuchem z Ultra Architects, autorami wzorowej termomodernizacji poznańskiego bloku. Realizacja ukazała się w albumie "101 najciekawszych polskich budynków dekady".
Odnowione blokowiska wyglądają tak, jakby ktoś wylał na nie barwnik do landrynek. Dlaczego po ociepleniu bloków malujemy je jak pisanki na Wielkanoc? Czy to odpowiedź na szarość dominującą na polskich ulicach?
Marcin Kościuch: Według mnie to przede wszystkim wynik braku wykształcenia osób, które projektują te nowe elewacje. Z tego, co obserwuję, najczęściej zajmują się tym ludzie, którzy są najniżej w fachu architektonicznym. Ale też, niestety, osoby odpowiedzialne za termomodernizacje w spółdzielniach mieszkaniowych chyba oczekują takich projektów, bo dla nich kolor to czerwony, żółty czy zielony.
Tomasz Osięgłowski: Mamy też efekt sinusoidy. Po czasach komuny i taniego projektowania, które kojarzy się ludziom z szarością, odbijamy to sobie tymi agresywnymi kolorami. Widać w tym brak edukacji, bo architektura działa przede wszystkim przestrzenią, a nie kolorem na płaskiej elewacji. O jakości osiedli stanowi przestrzeń pomiędzy budynkami i to, jak jest zagospodarowana, a nie kolory, w jakie je pomalujemy.
Pokazaliście, że fasady bloków zbudowanych w PRL można zmodernizować w zupełnie inny sposób. Wasz projekt termomodernizacji bloku przy pl. Waryńskiego znalazł się w książce "101 najciekawszych polskich budynków dekady" wydanej niedawno przez portal Bryla.pl. Jak się w to zaangażowaliście?
M.K.: Przez przypadek. Projektowaliśmy dom w Baranowie i często przejeżdżaliśmy przez Ogrody. Stoją tam socrealistyczne budynki, które wtedy zaczęła modernizować spółdzielnia. Jak zdjęła rusztowania, to zobaczyliśmy bloki wymalowane w brązowe kwadraty, na elewację nałożono szachownicę, myślałem, że oszalejemy! Obok stał ten blok - zaraz się za niego zabiorą, trzeba coś zrobić.
Pojechaliśmy do spółdzielni mieszkaniowej, do kierownika remontów. On miał już gotową dokumentację modernizacji bloku, czekał tylko na pozwolenie na budowę. "A może pan mi ten projekt pokazać?" - powiedziałem. I zobaczyłem, że blok, zaprojektowany przez znakomitego, nieżyjącego już architekta prof. Jana Węcławskiego, z niezwykłymi balkonami, ma być pomalowany w tęczę, normalnie pełen wzornik. Powiedziałem, że jeśli wyjmie ten projekt z urzędu, to my za darmo, w dwa tygodnie zrobimy nowy, odtwarzający jego dawną elewację. Co prawda problem polegał na tym, że nie było starej dokumentacji, a my mieliśmy tylko jedno małe zdjęcie. Zgodził się. No i zmieściliśmy się w tym samym budżecie, który przewidziano na wymalowanie tęczy na elewacji.
T.O.: Przy pracy pomagali nam studenci architektury. To nasz mały wkład w ratowanie tych jeszcze niedocenianych dzieł architektury, chcieliśmy pokazać, że termomodernizację można zrobić dobrze i nie stracić przy tym fajnego budynku. Im spokojniej, tym lepiej. Trzeba się odwoływać do pierwotnych barw budynków. Przetwarzanie bryły kolorem jest walką Dawida z Goliatem - nie ma sensu zmieniać jej kolorem. Barwy powinny służyć do podkreślenia porządku, który już jest w budynku. Mamy nadzieję, że nam się to udało.
M.K.: Niedawno, kiedy znów zrobiło się głośno o tym projekcie - a przecież elewację na Waryńskiego zaprojektowaliśmy już trzy lata temu - zgłosiła się do mnie pani mieszkająca w modernistycznym budynku przy Królowej Jadwigi, w którym nie wiadomo po co przemalowują na czerwono balkony, wprowadzają jakieś dziwne linie. Prosiła o pomoc, ratunek, ale remont już trwał. Walczyła do końca, nie chciała wpuścić budowlańców na balkon. Weszli przez rusztowanie.
Co jeszcze - poza udaną termomodernizacją - możemy zrobić, by zwiększyć atrakcyjność mieszkania w blokowisku? Niemcy wyburzali np. kilka górnych kondygnacji i zakładali ogrody na dachach bloków.
M.K.: Ja bym łączył mieszkania w tych blokach, zarówno w poziomie, jak i w pionie. Zwiększając ich metraż, zwiększymy też standard. Są takie możliwości techniczne, ale dziś to bardzo trudne - spróbuj się dogadać ze spółdzielnią, by zgodziła ci się na wybicie otworu na schody pomiędzy mieszkaniami. To prawie niemożliwe! Na blokach mogłoby też pojawiać się architektoniczne huby, np. obudowane balkony, wystające loggie. Na takiej "desce" (tak poznaniacy nazywają blok mieszkalny, przyp. red.) można też stawiać nadbudówki na dachu, tworzyć tam mieszkania, sprzedawać je i z zysku finansować remont bloku. Taki budynek przez te nadbudówki zyskałby nowy wygląd, wyraz, skalę. W nadbudówkach mogłyby być biura, kluby osiedlowe, no multum funkcji!
T.O.: Większość układów bloków jest bardzo udana, pomiędzy nimi znajduje się atrakcyjna przestrzeń publiczna, mieszkają tam silne wspólnoty. Przy polskich problemach mieszkaniowych burzenie górnych kondygnacji wydaje mi się złym i nieekologicznym pomysłem. Po co niszczyć materię, która funkcjonuje?
Rozmawiał Michał Wybieralski
Skomentuj:
Jak architekci uratowali poznańską "deskę"