Kiosk - kup onlineKiosk - Ladnydom.pl

Osiedle Tysiąclecia - katowicki Tauzen ma już 50 lat!

red

- Nadal trwa budowa części sportowej szkół. A w przyszłym tygodniu jestem umówiony na spotkanie z proboszczem, bo w kościele trzeba jeszcze coś zrobić - odpowiada Henryk Buszko, zapytany, kiedy właściwie skończyła się jego praca nad osiedlem Tysiąclecia.

Pół wieku temu miejsce, w którym dzisiaj stoi osiedle, wydawało się pozbawione obiecujących perspektyw. Teren był niestabilny, zryty kopalnianymi korytarzami. W dodatku, nawet w porównaniu z resztą mocno zadymionego Śląska, tutaj warunki były szczególnie paskudne. Bo ze wszystkich stron nawiewało zanieczyszczone powietrze.

Problemy mieszkaniowe narastały, a napływające do Katowic w poszukiwaniu pracy tłumy miały do dyspozycji głównie stare kamienice i familoki. Nowe mieszkania potrzebne więc były na gwałt. Ogłoszono konkurs architektoniczny na osiedle mające pomieścić 20 tys. mieszkańców. (...) - Do tamtego momentu największym nowym katowickim kompleksem mieszkaniowym było osiedle Marchlewskiego na Koszutce, zbudowane między 1948 a 1953 rokiem dla 12 tysięcy ludzi - mówi prof. Irma Kozina, historyk sztuki.

Na konkurs nadesłano trzy prace. Jury wybrało z nich tę, którą przygotowali Henryk Buszko, Aleksander Franta, Marian Dziewoński i Tadeusz Szewczyk z Pracowni Projektów Budownictwa Ogólnego. Przez kolejne lata pracami nad nim kierowali dwaj pierwsi. (...) W architektonicznym światku nazwano ich "zielonymi końmi".To na pamiątkę konkursu na zagospodarowanie otoczenia warszawskiego Pałacu Kultury. Franta i Buszko, pracujący wtedy wspólnie z Jerzym Gottfriedem, zaproponowali, żeby na ówczesnym placu Stalina ustawić rzeźby koni pomalowanych na zielono. Konkurs przegrali, ale pseudonim do nich przylgnął.

Prace nad osiedlem zaczęli od serii badań. - Zleciliśmy między innymi opracowanie studium warunków klimatycznych. Prace nad nim trwały rok i były bardzo kosztowne, ale opłaciło się - mówi Buszko. Wyniki były obiecujące. Okazało się, że problem zanieczyszczenia powietrza można obejść poprzez odpowiednie rozwiązania architektoniczne.

Zalecono zabudowę punktową, ukierunkowanie dłuższych ścian na linii północ - południe, a w najniższym punkcie osiedla rezygnację z funkcji mieszkaniowej na najbliższym gruntu poziomie. Dzięki temu kompleks w naturalny sposób miał być przewietrzany. - Rezultat był taki, że w innych miejscach nie wiało, a na Tysiącleciu owszem - mówi dziś Buszko.

Główne zalecenia zapisane w studium warunków klimatycznych idealnie trafiały w plany architektów. Nie zamierzali co prawda całkowicie rezygnować z niskiej zabudowy. W cztero - i pięciokondygnacyjnych bloczkach mieszkańcy, którzy właśnie sprowadzili się do miasta, mieli się poczuć prawie jak w domach, które porzucili w poszukiwaniu lepszego życia. Na osiedlu dominować miała jednak wysoka, punktowa zabudowa. Bloki powstałe w pierwszej fazie budowy osiedla sięgnęły nawet 19 kondygnacji, ale to i tak nic wobec późniejszych wyczynów "zielonych koni". "Kukurydze", które zaczęli budować na osiedlu w latach 70., miały aż 25 kondygnacji!

Architekci oparli je na planie ośmioramiennej gwiazdy, powtarzając układ zaprojektowany dla osiedla, które miało powstać w innym punkcie miasta (nazwano je potem Gwiazdami). Tym razem jednak złagodzili ostre kanty biegnącymi po łukach balkonami. Bloki zamiast gwiazd zaczęły przypominać kolby kukurydzy. Jeśli chodzi o wysokość, nie mogły się z nimi równać żadne inne, poza warszawskimi, budynki mieszkalne w Polsce.

Dzięki wysokiej zabudowie udało się między blokami wydzielić obszerne tereny zielone, które miały służyć jako place zabaw i tereny rekreacyjne dla dorosłych. Architekci nazwali je "ogrodami blokowymi" i zalecili, by na części z nich urządzić ogrody jordanowskie.

Budynki postanowili rozstawić w odległości jeden od drugiego nie mniejszej niż 50 metrów. Dla dzisiejszych deweloperów usiłujących upchnąć jak najwięcej na jak najmniejszej powierzchni to nie do pomyślenia. Mieszkaniom towarzyszyła rozbudowana infrastruktura czyniąca z osiedla prawie samowystarczającą jednostkę. Zaplanowano i zbudowano sklepy, szkoły, żłobki, przychodnie, boiska, a nawet bary mleczne.

Prace budowlane rozpoczęto we wrześniu 1961 roku. Cała inwestycja miała być zakończona do 1970 roku i kosztować około 700 mln zł. To miało być osiedle marzeń. I było nim, chociaż architektom przyszło zrezygnować z niektórych pomysłów.

W wysokich blokach za to mieszkańcy mogą się poczuć jak uczniowie Hogwartu, słynnej szkoły magii. Żeby się do niej dostać, młodzi czarodzieje muszą na stacji kolejowej King`s Cross znaleźć peron dziewięć i trzy czwarte. Na osiedlu Tysiąclecia szczęśliwy lokator mieszkania na dziewiątym piętrze, żeby się do niego dostać, musi wysiąść z windy na piętrze osiem i pół. Architekci świadomie zdecydowali, że w wysokich blokach windy będą obsługiwać tylko połowę możliwych przystanków i zatrzymywać się na półpiętrach. - Przy takiej liczbie ludzi w szczytowych momentach windy zatrzymujące się na każdym poziomie nie zapewniałyby płynnej komunikacji - mówi Buszko. Bardziej cierpliwym mieszkańcom, dla których pokonanie kilku schodów stanowi problem, służyć miały dodatkowe windy poruszające się w szybach dostawionych do elewacji. Pomysł wyrzucono do kosza. Nie przeszła propozycja wydzielenia miejsc na portiernie, zamykanych pomieszczeń na wózki i rowery czy świetlic dla dzieci. Planowane w przyziemiach garaże w większości pozamieniano na sklepy i punkty usługowe. Przez kolejne lata "ogrody blokowe" gdzieniegdzie ustępowały przed parkingami albo bezładną prowizoryczną zabudową.

Osobną wojnę stoczono o kościół. Na osiedlu stanowiącym dumę PRL miało go oczywiście nie być. Śląscy katolicy wspierani przez samego arcybiskupa Karola Wojtyłę starali się o niego kilkanaście lat. Pod koniec lat 70. Buszko i Franta mogli zacząć pracować nad jego projektem. Miejsce pod budowę znaleziono na skraju osiedla niedaleko stawu. - Kiedy już zaprojektowaliśmy kościół, przyjechał do nas ówczesny architekt miasta. Prawie płacząc, powiedział, że kazano mu obciąć połowę terenu dla kościoła i zmienić jego lokalizację na teren przy oczyszczalni ścieków. Poszliśmy z tym do wojewody Stanisława Kiermaszka. Powiedział: "Po moim trupie! Nie będą mi pchali kościoła do haźla!" - śmieje się Buszko. Świątynię przesunięto powtórnie, ograniczenie wielkości pozostało jednak aktualne. Kościół Podwyższenia Krzyża Świętego kontrastujący płynnymi liniami z okoliczną zabudową jest do dziś uznawany za jeden z najciekawszych obiektów sakralnych w Polsce.

 

Osiedle składa się dziś z prawie pół setki bloków, w których mieszka ponad 20 tys. ludzi. Budowa dwóch ostatnich "kukurydz" skończyła się na przełomie wieków. W tym samym czasie dobiegła końca budowa głównej części zespołu szkół artystycznych. - Nadal trwa budowa części sportowej szkół. A w przyszłym tygodniu jestem umówiony na spotkanie z proboszczem, bo w kościele trzeba jeszcze coś zrobić - odpowiada Buszko zapytany, kiedy właściwie skończyła się ich praca na osiedlu Tysiąclecia. Duet, którzy przez lata czuwał nad rozwojem osiedla, nadal czuje się za nie odpowiedzialny. Teraz solą w oku jest im deweloper, który wstawia pomiędzy istniejące budynki nowe bloki, niszcząc oryginalną kompozycję, zajmując tereny zielone i sprzeciwiając się wszystkim zasadom, które przyświecały projektantom Tysiąclecia.

Ziemię sprzedała mu (i jeszcze kilku innym inwestorom) spółdzielnia mieszkaniowa, a miasto wydało pozwolenia na budowę. Architektom nie udało się wygrać sprawy w sądzie, gdzie próbowali bronić swoich praw autorskich do osiedla i zatrzymać inwestycję. Równie gorąco przeciwko zagęszczaniu osiedla protestują jego mieszkańcy.

Dwa nowe bloki już stoją. Trwają przygotowania do budowy kolejnych.

Iwona Sobczyk

źródło: Gazeta Wyborcza

    Więcej o:

Skomentuj:

Osiedle Tysiąclecia - katowicki Tauzen ma już 50 lat!