Stalowa jaskinia
Czytelników mających tendencję do wzruszeń towarzyszących oglądaniu ponadczasowej Walki o ogień; pragniemy poinformować, że pociąg do epoki jaskiniowej odjeżdża z przystanku Lubbock w Teksasie. Tym razem jednak w wersji cyberpunk.
Cała historia zapoczątkowana została 30 lat temu przez amerykańskiego artystę Roberta Bruno. Długo pracował on nad wielką, stalową rzeźbą. Kiedy ukończył wreszcie swoje dzieło, uznał, że nienajgorszym pomysłem byłaby możliwość wejścia do jego wnętrza. Przez kolejne lata spawarka była jednym z głównych narzędzi teksańskiego twórcy. Stopniowo dodawał nowe elementy do szkieletu budowli opartego na idei wielu połączonych ze sobą kopuł. Falujące, fantazyjne kształty ścian i wyposażenia wyszły bezpośrednio spod ręki artysty.
Wygląd domostwa, przypominającego bardziej bazę na księżycu niż chatkę ze spadzistym dachem, ewoluował na przestrzeni lat. Początkowo konstrukcja opierała się na czterech filarach przypominających swoją formą pnie rozłożystych drzew. W miarę rozbudowy Bruno położył główny nacisk na kształt okien i podkreślenie widoku rozpościerającego się za nimi. Wnętrza przywodzące na myśl metalową jaskinię ożywione zostały kolorowym światłem niezliczonych witraży. Dziś dom mimo, że kompletnie niepraktyczny, ciekawie ozdabia okoliczne wzgórza.
Budowniczy szacuje, że konstrukcja stalowego domu pochłonęła już około 110 ton stali. Posiadanie tak dobrze opancerzonej siedziby nie jest może najgorszym pomysłem w dzisiejszych niespokojnych czasach. Szczególnie, jeśli ma się za "sąsiada" obdarzonego nieszczególną sympatią w kraju jak i za granicą prezydenta Busha. Odległości między teksańskimi domostwami obu panów są jednak na tyle spore, że artysta musi martwić się raczej o obronę przez agresywną rdzą.
- Więcej o:
- dom