Relacja z Biennale, czyli people meet in buildings
Tegoroczne Biennale Architektury odbywające się pod hasłem "People meet in Architecture" zdaje się za wszelką cenę odróżnić od poprzedniego. Ale czy tak banalnie sformułowany temat międzynarodowej wystawy architektury mógł zmazać pesymistyczny czy wręcz apokaliptyczny wydźwięk "kryzysowej" ekspozycji "Architecture beyond building"?
Ogłoszenie kuratora tegorocznej wystawy - laureatki Nagrody Pritzkera Kazuyo Sejimy, prowadzącej wspólnie z Ryue Nishizawą jedną z najciekawszych pracowni architektonicznych na świecie - pozwalało się spodziewać w Wenecji świeżego spojrzenia architekta - praktyka, refleksji nad architekturą czynionej z perspektywy AutoCADa - realnych problemów projektanta. Jednak zaproponowany przez japońską architekt temat przewodni ekspozycji - People meet in Architecture rozczarowywał od samego początku. Z hasłem tym trudno dyskutować - cóż, ludzie spotykają się w architekturze, architektura stanowi nieodzowny element życia, stwierdzenie to jest zatem tyleż banalne, co trudne do pokazania na wystawie.
I faktycznie być może najbliższy tematowi był Bahrajn, który uczestnicząc w Biennale Architektury pierwszy raz wygrał Złotego Lwa za najlepszą propozycję narodową - ulokowane w jednej z sal weneckiego Arsenału budki rybaków przeniesione prosto z wybrzeża bahrajńskiego z całym wyposażeniem i tym, co do spotkań ze znajomymi najpotrzebniejsze - siedziskami, czajnikami, szklankami, typowymi bliskowschodnimi fajkami wodnymi . Jednak słowo architektura (idąc tropem Biennale sprzed dwóch lat) znaczy chyba coś więcej niż budownictwo , dlatego być może zwycięskie szałasy, zbite z przypadkowych desek i bali chatki i pomosty bardziej odpowiadają jeszcze oczywistszemu hasłu "People meet in buildings" niż "People meet in architecture".
Gorzko, ale uderzająco prawdziwie, do tematu przewodniego Biennale podeszli kuratorzy pawilonu belgijskiego. Ekstremalnie zużyte biurowe wykładziny, wytarte milionami rąk poręcze z PCV, porysowane i odkształcone plastikowe krzesełka podniesione są tutaj do rangi eksponatów - niczym dadaistyczne ready-mades. Wiszące na ścianach jak obrazy płaty wykładzin pochodzą z biur, przychodni, nudnych i ciemnych korytarzy; krzesełka na postumenty trafiły ze stacji metra albo przystanków autobusowych. I to są właśnie prawdziwe miejsca gdzie spotykają się codziennie tysiące osób - wcale nie wysublimowane prześwietlone wnętrza galerii sztuki nowoczesnej, które zapełniają strony architektonicznych magazynów.
Inne ekspozycje krajowe - jak co dwa lata - raz były bliżej, raz dalej, niekedy w ogóle obok tematu przewodniego. Duńczycy reklamowali Kopenhagę jako przykład radzenia sobie ze wszystkimi miejskimi problemami na wystawie zatytułowanej "Urban Questions - Copenhagen Answers", Brazylijczycy w 50-lecie Brasilii podsumowywali osiągnięcia 103-letniego obecnie Oscara Niemeyera oraz dwóch pokoleń brazylijskich architektów, dla których jego twórczość stanowi punkt odniesienia. Pawilon Serbii został zmieniony w plac zabaw dla roślin, które można było wyprowadzać na spacer i zabawiać na huśtawkach, a Czesi zaprezentowali swoje odkrycie, że architektura naturalna powinna być z drewna (pawilon sponsorowany był przez czeskie nadleśnictwo).
Główna wystawa - przygotowywana pod kierownictwem Kazuyo Sejimy, mieściła się jak zwykle częściowo na terenie Ogrodów Biennale - w Pałacu Wystaw (dawnym Podiglione Italia) i częściowo w weneckim Arsenale - w wielkiej hali skręcania lin - Corderii oraz towarzyszących jej salach.
Także tutaj związek poszczególnych ekspozycji z tematem przewodnim Biennale był trudny do uchwycenia, chociaż to właśnie główna wystawa kierowana jest przede wszystkim przez kuratora. Wszystkich zwiedzających witał patetyczny i miejscami kiczowaty film Wima Wendersa o Rolex Learning Center w Lozannie projektu SANAA. Zrealizowany w 3D teledysk opiewał geniusz budynku dyrektorki Biennale, która przedstawiona była, jak wraz z Ryue Nishizawą objeżdża swoje dzieło na segweyach.
Dwie najbardziej zaskakujące instalacje w Corderii to "Your split second house" Olafura Eliassona oraz "Cloudscapes" Transsolar i Tetsuo Kondo Architects. Pierwsza to oświetlane stroboskopowo węże, z których woda wylewała się na podłogę sali. Dzięki krótkim błyskom światła obraz stojących w powietrzu kropel zastygał w oczach zwiedzających. "Cloudscapes" za to oferował spacer w chmurze, która utrzymywana była na konkretnej wysokości. Długą pochylnią najpierw szło się pod obłokami, potem w nich a na koniec można było je oglądać z góry. Obie instalacje intrygujące, obie atrakcyjne dla zwiedzających, jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że idea architektury jako miejsca spotkań ludzi rozmyła się w wodzie i mgle.
Mimo to XII Międzynarodowa Wystawa Architektury stawia kilka istotnych pytań. W swojej autorskiej wystawie Office for Metropolitan Architecture Rema Koolhaasa (tegoroczny laureat Złotego Lwa za całokształt twórczości) skupia się wyłącznie na temacie ochrony dziedzictwa, który wyłania się jako obsesja współczesnej cywilizacji. Zauważa, że wpis zabytku na listę dziedzictwa UNESCO, który teoretycznie ma chronić wyjątkowe dzieła ludzkości w rzeczywistości przyczynia się do znacznego wzrostu ruchu turystycznego, a co za tym idzie zagrożenia dosłownym "zadeptaniem", komercjalizacją i degradacją chronionych miejsc.
Ciekawa jest także ekspozycja w pawilonie holenderskim. Ekspozycja nazywa się "Vacant NL" i po wejściu na wystawę wydaje się, że rzeczywiście budynek jest pusty, a wymowa tytułu była po prostu dosłowna - "Pusta Holandia". Jednak właściwa treść jest ponad głowami zwiedzających i można ją oglądać z antresoli. Autorzy przedstawili proste makiety setek budynków: kościołów, wiatraków, biurowców, hal fabrycznych i domów jednorodzinnych. Łączy je jedno - wszystkie one s ą opuszczone. Kuratorzy pawilonu: Rietveld Landscape zauważają bowiem, że przy stałej podaży nowej przestrzeni, ciągle wznoszonych nowych budynkach niszczeją setki innych o tej samej funkcji. Nawet sam holenderski pawilon wystawowy na Biennale mimo odbywających się w nim regularnie wystaw stał pusty przez ponad 39 lat swojego istnienia. I także stąd tytuł "Vacant NL".
Trzeba przyznać, że tegoroczna edycja najważniejszego wydarzenia w światowej architekturze ugruntowała jego pozycję, jednocześnie otwierając je jeszcze bardziej na publiczność spoza architektonicznego światka. Weneckie Biennale stanowi wciąż najszerszy i najciekawszy przegląd nie tylko nowych realizacji (jak choćby prezentowany osobną wystawą kompleks teatralny budowany na Tajwanie według projektu Toyo Ito) ale także prądów, myśli, idei i problemów, które za nimi stoją.
Skomentuj:
Relacja z Biennale, czyli people meet in buildings