Grzegorz Piątek: Budynkom trzeba dać trochę czasu [FELIETON]
Budynkom trzeba dać trochę czasu. Aby w pełni (d)ocenić budynek, nie wystarczy obwąchać go z zewnątrz. Trzeba wejść do środka i zwyczajnie z niego skorzystać.
Ręka do góry, kto z czytelniczek i czytelników ma na sobie coś starszego niż dziesięcioletnie. Ja siedzę w bluzie dwudziestoletniej, ale tylko dlatego, że donaszam ją jako piżamę. Jest rano, a ja tkwię w łóżku z komputerem, bo przecież tekst miał być na wczoraj. Na ulicę bym w takim ciuchu nie wyszedł. Choć może warto go schować i poczekać, aż wróci do łask? Pożyjemy, zobaczymy.
Moda architektoniczna nie jest tak kapryśna, jak odzieżowa. Domy z reguły buduje się na dłużej niż dekadę, ale dziesięć lat to może dobry moment, by zrobić budowlany przegląd szafy. Na pewno opinia wydana po takim czasie ma więcej sensu niż szybkie wyroki, które lubimy ferować, gdy budynek wyłania się zza rusztowań lub gdy w internecie pojawiają się jego zdjęcia.
Na swój użytek przyjąłem, że z oceną nowych przestrzeni publicznych należy odczekać przynajmniej rok. Sprawdzić, jak miejsce działa o różnych porach dnia i roku, podczas różnej pogody, czy przyciąga ludzi, czy też zamieniło się w martwą wystawę ławek i latarni. W wizualizację łatwo wkleić atrakcyjnych przechodniów, ale jeśli nowy bulwar nie będzie dobrze działał, to seksowna pani w wieczorowej sukni, korpomężczyzna z teczką, uśmiechnięta rodzinka na rowerach, a nawet wynajęty klaun z balonikami zostaną w domach.
Budynkom też trzeba dać trochę czasu. Aby w pełni (d)ocenić budynek, nie wystarczy obwąchać go z zewnątrz. Trzeba wejść do środka i zwyczajnie z niego skorzystać.
Ilu szczecinian zgrzytało zębami, zerkając za płot budowy filharmonii. „Market nam tu budują” – mówili na widok blaszanej elewacji. „Biały nie pasuje do cegły na sąsiednich budynkach” – jęczeli obrońcy lokalnego kontekstu (czymkolwiek jest ten lokalny kontekst w mieście tak patchworkowym jak Szczecin). Wielu zostało jednak oczarowanych, gdy weszło do środka filharmonii, poddało się uroczystej atmosferze wnętrza i złożyło je w jedną wyrafinowaną całość z zewnętrzem.
A jeśli już jesteśmy przy kontekście, to nowy budynek widać tylko na tle tego, co już istnieje. Upływ czasu natomiast konfrontuje go z tym, co powstało po nim. I w dorobku architekta, i w historii architektury fetowany niegdyś gmach może przestać się liczyć. W roku narodzin Bryły (2007) furorę robił budynek Akademii Muzycznej w Katowicach autorstwa Tomasza Koniora. Jednak dziś, po oddaniu potężniejszego i znacznie bardziej wyrafinowanego technicznie gmachu NOSPR, może się on wydać skromną szkółką.
Nie da się też pominąć panującej mody, choć wielu architektów udaje, że ten temat nie istnieje, a jej wpływ nie ma tak natychmiastowego oddziaływania, jak w przypadku ubrań. Niektóre budynki rodzą się w bólach i w momencie oddania do użytku wydają się trącić myszką. Nie zawsze jest tak, jak w „Chinatown” Polańskiego, że politycy, prostytutki i brzydkie budynki zyskują szacunek, jeśli wystarczająco długo przetrwają, ale upływ czasu niejednej budowli może wyjść na dobre.
Po latach przestajemy umieszczać budynek w konkretnym miejscu na osi czasu i kwestia mody przestaje być tak istotna. Może to nadzieja dla pechowego wieżowca Daniela Libeskinda? Pozwolenie na budowę uzyskał dziesięć lat temu, wkrótce po narodzinach Bryły, a potem padł ofiarą kryzysu. Jeszcze na wizualizacjach wydawał się ostatnim pomnikiem belle epoque. Dziś, kiedy jest niemal gotowy, to wrażenie już się zaciera. Za jakiś czas stanie się po prostu budynkiem z początku XXI wieku i najbardziej będzie się liczyć, czy dobrze się w nim mieszka.
W czasach papierowych magazynów architektonicznych narzekałem, że trzeba czekać kilka miesięcy, by przeczytać o nowym budynku. Dekadę temu problem się odwrócił. Wszystko widać od razu i by pogrzebać projekt albo, przeciwnie, obwieścić narodziny arcydzieła, wystarczy czasem wizualizacja. A przecież to tylko obrazek! Warto jednak chwilę odczekać. Niekoniecznie dziesięć lat, ale chociaż odliczyć do dziesięciu.
Grzegorz Piątek jest krytykiem architektury, publicystą, autorem książek. W latach 2005-2011 pracował w miesięczniku „Architektura-murator”. W 2008 roku był kuratorem wystawy w pawilonie polskim na Biennale Architektury w Wenecji, nagrodzonej Złotym Lwem. Od 2011 roku działa w Fundacji Centrum Architektury. Opublikował książki, m.in. „Lukier i mięso. Wokół architektury w Polsce po 1989 r.” (z J.Trybusiem i M. Kwietowiczem) oraz „Sanator. Kariera Stefana Starzyńskiego”.
- Więcej o:
BRYŁA ROKU 2016: poznajcie zwycięzców i zobaczcie najpiękniejsze budynki w Polsce
Tutaj sam luksus to za mało. Najdroższe apartamenty w Polsce [TOP 10]
Nowoczesna Kopenhaga - budynki, które warto zobaczyć
Co mówią o nas budynki, które wznosimy? Rozmowa z Filipem Springerem
Grzegorz Piątek: Budynkom trzeba dać trochę czasu [FELIETON]
Za co odpowiada architekt?
BRYŁA ROKU 2016: relacja z gali wręczenia statuetek
Prawo do fikołków. Architektura do zabawy